*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 30 sierpnia 2013

Odwdzięczona

I wreszcie się Frankowi mogłam odwdzięczyć za tysiące sytuacji, w których mnie ratował! Dowoził mi klucze, dokumenty, załatwiał duplikaty skierowań i co tam jeszcze :) Bo ja ciągle czegoś zapominałam - albo zabrać ze sobą, albo oddać (np. zakosiłam dokumenty samochodu, podczas gdy potrzebne były Frankowi, a raz zabrałam nawet oba komplety kluczy:P).
Dzisiaj Franek zrobił coś, co jest zupełnie do niego niepodobne i aż nie mogę uwierzyć :) Chociaż po prawdzie, jak się tak zastanowiłam nieco dłużej, to trochę moja wina.

Franek wczoraj robił część badań do pracy - psychotechniczne, a dzisiaj miał całą resztę i na koniec lekarza medycyny pracy. I wyobraźcie sobie, że jadąc do tego lekarza, zabrał skierowanie, natomiast wczorajszych wyników już nie! Zadzwonił do mnie zły jak sto os, że musi się wrócić i dostarczyć te badania. A ja byłam zdumiona! To takie typowe - dla mnie! Nie dla niego :) Ale wielkodusznie, żeby było szybciej zgodziłam się (ba, sama chciałam to zaproponować, ale nie zdążyłam) wyskoczyć z pracy, pojechać do domu, spotkać się w połowie drogi z Frankiem i przekazać mu badania. Bo on podjechał kawałek samochodem, zostawił go na parkingu i wsiadł w autobus miejski, więc trochę to trwało zanim wrócił. Ja w tym czasie wsiadłam na rower, pojechałam do domu, zgarnęłam badania i pojechałam do Warszawy, na stację, na której Franek zaparkował. Wyczucie czasu było niemal idealne :)
Swoją drogą, w przeszłości nigdy nie przypuszczałam, ze mogłabym na rowerze mijać tabliczkę z napisem "Warszawa" i to czasami kilka razy w miesiącu ;)

Grunt, że wszystko się Frankowi udało załatwić. A ja się do tego przyczyniłam ;)
A teraz jeszcze o tej mojej winie... Bo rano zachciało mi się bułeczki ze sklepu i poprosiłam Franusia, żeby skoczył. Zgodził się, ale powiedział, żebym mu spakowała wszystko do teczki. No to spakowałam skierowanie, rozpiskę z godzinami badań. Przygotowałam bilet i mapę. Zadzwoniłam jeszcze do przychodni, żeby o coś dopytać. Przeszło mi przez myśl, żeby zapytać Franka o wczorajsze wyniki, ale jakoś słabo mi to przechodziło, bo bez głębszej refleksji... Franek chwycił teczkę myśląc, że wszystko w niej ma. 
A powinien sprawdzić - zresztą zazwyczaj to robi i to on jest z naszej dwójki tym bardziej upierdliwym, sprawdzającym po sto razy, czy drzwi są zamknięte, czy dokumenty ma w kieszeni i takie tam. No więc tym razem nie sprawdził, ale nawet gdyby, to na niewiele by się zdało, bo sierotek z niego, skoro jakoś nie pomyślał o tym, że to badanie przecież musi pokazać lekarce. Potem nawet się tłumaczył, że przecież mu tego nie powiedzieli :P
Ze mnie sierotka, bo chociaż to było dla mnie oczywiste, to niewiedzieć czemu. nie wpakowałam tych badań i nawet się nad tym nie zastanowiłam :P Nawet trudno powiedzieć, że kompletnie zapomniałam, bo mam wrażenie, że to coś więcej ;))

Ale przynajmniej zrobiłam sobie rundkę rowerem do Wawy i z powrotem, przy pięknej pogodzie i jeszcze Franusiowi przysługę wyświadczyłam. (Co prawda ilość przysług wyświadczonych przez niego mnie jest dużo większa, ale cóż ja poradzę, że on mi okazji nie daje?)
A korzyść mam z tego taką, że Franek potem przyjechał do mnie do pracy, wsiadł na mój rower i zostawił samochód. Więc o te siedem minut będę szybciej w domu, a to bardzo istotne, bo zaraz po pracy jedziemy na weekend do Poznania! Każda minuta jest więc ważna, bo oczywiście chcemy być tam jak najszybciej.

Miałam w planie napisać jeszcze jedenastą notkę w tym miesiącu i tym samym wreszcie ustanowić rekord w tym roku (zwłaszcza, że zaczęłam pisać dopiero piętnastego ;)) - nadmieniając przy okazji, że chyba wróciłam na dobre? Ale może mi się to nie udać, bo zdaje się, że teściowie siedzą na swojej działce i zabrali ze sobą internet ;)