*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 31 maja 2010

Dzieciak.

Pisałam już kiedyś notkę o podobnej tematyce, więc proszę sobie ją przeczytać jako uzupełnienie :) Bo jako że jutro Dzień Dziecka, to i o dziecku będzie…

Bo jak to jest, że jestem odpowiedzialna (podobno), rozsądna(zasłyszane), samodzielna (tak mówią), a jednocześnie taki dzieciak zemnie?? Okey, okey, ja wiem, że w każdym jest trochę dziecka a już na pewno dla naszych rodziców na zawsze pozostaniemy dziećmi, choćbyśmy byli po sześćdziesiątce. Ale we mnie pozostało tyle tego dzieciucha, że się w głowie nie mieści. Czy ja kiedykolwiek dorosnę?
Od kilku lat jestem niezależna – mieszkam sama, daleko od rodziców i sama się utrzymuję. Kiedy wyfrunęłam z rodzinnego gniazda, woda sodowa nie uderzyła mi do głowy – nic mi nie uderzyło w zasadzie. Tak więc jako w ciemię niebita, korzystałam z samodzielności umiarkowanie i rozsądnie.Nie oszalałam nagle z nadmiaru wolności: wracałam o rozsądnych porach,bawiłam się wtedy, kiedy mogłam, uczyłam się wtedy, kiedy musiałam, nie narozrabiałam, na policji nie założyli mi kartoteki. W ciągu sześciu lat udało mi się wyjechać na stypendium naukowe, zdać egzamin międzynarodowy, dostać pracę, dorobić się samochodu, przyszłego (być może ;)) męża, skończyć studia z wynikiem bardzo dobrym i jeszcze parę innych rzeczy mi się udało. Prawda, że wyżej wymienione rzeczy brzmią dorośle?

Mam (prawie) dwadzieścia pięć lat, codziennie rano jako odpowiedzialny, dorosły obywatel wstaję do pracy. Robię za odpowiedzialną panią księgową. Płacę podatki. Nikt nie pyta mnie(przeważnie) o dowód osobisty. Sama robię zakupy, sama sobie gotuję(chyba, że Franek akurat jest na stanie ;)), i w ogóle wszystkie odpowiedzialne sprawy załatwiam sobie sama.  No po prostu wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, iż jestem jak najbardziej dorosła.
No więc dlaczego Franek mówi do mnie, że zachowuję się jak dwunastoletnia dziewczynka? Dlaczego mama się ze mnie śmieje, że jestem jak małe dziecko? Dlaczego potrafię płakać z byle powodu? A czasami to nawet i bez powodu – jak to u niemowlaków bywa? Dlaczego lubię wesołe miasteczka, żelki i gumy rozpuszczalne? Czemu uwielbiam wszystko co kolorowe a ręcznik wolałabym mieć w smerfy niż w paski? Jak to jest, że dojrzała pani księgowa, która potrafi nakrzyczeć na dostawcę i pokłócić się z nieodpowiedzialnym kontrahentem, płacze w podusię w kształcie krówki przytulając maskotkę, bo… No właśnie, bo co? Myślę, że nad powodami rozwodzić się nie będę tym razem, bo zeszłaby cała notka :)

Dlaczego nie potrafię wyobrazić sobie siebie jak dorosłej pani na obcasach – skoro już jestem dorosłą panią na obcasach? Nie potrafię zamknąć na dobre tego rozdziału w życiu, który naprawdę się skończył i z odwagą wejść w nowy etap. Dobrze, zdecydowałam się na wspólne mieszkanie, chcę być z Frankiem, chcę tworzyć z nim rodzinę. Ale…cały czas mi się wydaje, że to tylko taka zabawa w dom.
Jestem zwyczajnie dziecinna. Czy to dyskredytuje mnie jako osobę odpowiedzialną i dojrzałą? Można stwierdzić, że jedno drugiemu przeczy,a jednak mam wrażenie, że te dwie sprzeczności siedzą we mnie i są wręcz nierozerwalnie ze sobą związane.  Chyba najbardziej o naszym wieku świadczy to, na ile lat się czujemy? A ja nie czuję się dorosła,nie wiem kiedy mi przybyło tych lat, ale cały czas czuję się dzieckiem- tylko może trochę mądrzejszym i bardziej niezależnym :) Czy to dyskwalifikuje mnie jako dobrego pracownika, dobrą żonę, czy matkę? Nadaję się? I jeszcze raz pytam – czy ja kiedyś dorosnę? A jeśli nie chcę dorosnąć, czy to źle, skoro jakoś sobie radzę i stwarzam pozory :)?

Dodam jeszcze, że ta moja chęć niedorastania nie wynika z tego, że tak bardzo tęsknię za dzieciństwem.. Cudne miałam dzieciństwo, ale nie chciałabym się cofnąć w czasie. Mnie jest dobrze na tym etapie życia.To jest mój czas i miejsce.
Ps. Od dwóch lat męczę Franka, żeby mi kupił kolorowy balonik (ten z notki zalinkowanej na początku :)) w kształcie motylka. On się nie zgadza, bo twierdzi, że jest niebezpieczny (!) – że może wybuchnąć w nocy i ja się przestraszę. Ale teraz mam dodatkowy argument – w nowym mieszkaniu jest duży balkon i tam balonik mógłby przenocować :) Franek twierdzi, że nadal mogłabym się przestraszyć, ale go urabiam :D – to tak, jakby ktoś jeszcze nie wierzył, że bachorek ze mnie ;)