*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 10 września 2015

Jak mi dobrze, czyli chwilo trwaj :)

Zapiszę sobie to, żeby utrwalić ten moment, bo coś czuję, że niedługo gorzej może mi się zrobić :) Ale dziś jest miło, więc się podzielę tym dobrym nastrojem.
Wczoraj rano zaczęłam pisać notkę o tym, jak mi źle, bo rzeczywiście rano byłam zdołowana. Ale zajęłam się czymś innym, a potem Wiking się obudził i zbieraliśmy się do wyjścia, bo mieliśmy wczoraj zajęcia umuzykalniające w Warszawie. I bardzo dobrze, że tam pojechaliśmy!

Oczywiście zawsze te zajęcia dobrze nam robią, ale wczoraj wyjątkowo poprawiły mi humor. W tej kawiarni, do której jeździmy spotykam różne mamy. Zazwyczaj bardzo miłe (ze dwa, trzy razy spotkałam takie, które nie zrobiły na mnie dobrego wrażenia), ale niektóre są takie, że nie przywiązuję większej wagi do ich obecności, a inne takie, na które czekam i cieszę się na ich widok. I wczoraj akurat tak się zdarzyło, że zebrała się ekipa fajnych mam, więc to spotkanie bardzo dobrze mi zrobiło. Wikingowi chyba też :)

Właśnie tego mi było potrzeba - takiej luźnej rozmowy z fajnymi dziewczynami! Z realnymi mamami, które były po prostu sobą i przyszły do kawiarni w tym samym celu, co ja. Muszę napisać którąś notkę na temat tych dziewczyn, ale to już przy innej okazji. Tak dobrze nam się rozmawiało, że aż zostałyśmy jeszcze po zajęciach pół godziny i razem w prowadzącą gawędziłyśmy sobie o wszystkim i o niczym, choć oczywiście głównie o macierzyństwie. Często uderza mnie to, że któraś z dziewczyn powie dokładnie to samo, co ja myślę :) Na przykład wczoraj jedna na coś się żaliła, na co inna powiedziała "na szczęście zawsze możemy tutaj przyjść i się wygadać innym mamom, które mają tak samo :)". 
Przed zajęciami jedna z mam podeszła do mnie i Wikinga, który piszczał z uciechy, bo bujałam go na huśtawce i pytała o jego drzemki. Opowiedziałam, jak jest, a ona powiedziała, że jej Marianka (urodzona dzień później niż Wikuś) bardzo niespokojnie ostatnio sypia i też jest problem z zaśnięciem. Potem dodała, że zawsze jest tak, że do czegoś się przyzwyczajamy, a dziecko potem się przestawia i zaczyna robić wszystko inaczej. To nie pierwszy raz, kiedy usłyszałam taką opinię od dziewczyn, które tam spotykam. Tak dobrze było pogadać z kimś, kto ma dokładnie takie same doświadczenia i przemyślenia, co ja, bo przecież wiele razy Wam tu opowiadam, jak Wiking sobie modyfikuje przyzwyczajenia :) W takich momentach przestaję myśleć, że zwariowałam i że tylko ja na całym świecie "tak mam" :D
Wyszłam stamtąd uskrzydlona, mimo, że nic wielkiego się nie wydarzyło. Widocznie po prostu potrzebowałam chwili rozmowy z kilkoma życzliwymi osobami :)Wiem, że to nic odkrywczego i że się powtarzam, ale naprawdę akurat wczoraj wyjątkowo mój nastrój został poprawiony tylko przez sam fakt obcowania z kilkoma osobami, które mnie rozumiały.
Do wieczora nadrabialiśmy z Frankiem zaległości w oglądaniu kilku programów przez internet, bo Wiking tak fajnie się bawił, że szkoda nam było się w tą zabawę wtrącać, zajęliśmy się więc sobą ;)

Dzisiaj znowu pojechaliśmy do kawiarni, a Franek, który kończył dzisiaj wcześniej, odsypiał sobie pobudkę o 2:45. Całą drogę powrotną i jeszcze jakieś pół godziny później Wiking spał, obudził się w dobrym nastroju i znowu mieliśmy po południu trochę czasu wolnego. Ale tym razem postanowiliśmy zrobić coś pożytecznego i zabraliśmy się za porządki. Znowu ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że Wikingowi bardzo się podobało to, że nie zwracamy na niego szczególnej uwagi, a on po prostu sobie uczestniczy w naszej codzienności. Wyglądało to tak, że na przykład sprzątaliśmy w pokoju, a Wikuś kręcił nam się pod nogami - tu zajrzał, tam postukał, tu zawołał. Kiedy wychodziliśmy, wychodził za nami, potem za nami wracał. A przez cały ten czas miał niesamowicie zadowoloną minę! Jaki z tego wniosek? Powinniśmy częściej sprzątać (bo przecież w sobotę też Wiking nam na to pozwolił) :P 

A tak serio - wszyscy dzisiaj byliśmy w dobrym nastroju i tak nam pozostało do tej chwili. Teraz Wiking już od ponad dwóch godzin śpi, a my oglądaliśmy sobie Na Wspólnej, a potem się "rozdzieliliśmy" każde do swoich ulubionych komputerowych zajęć. Za moment idę spać, Franek jeszcze trochę sobie posiedzi, bo jutro ma wolne. A ja chyba znowu zafunduję sobie wychodne, mimo, że od poprzedniego ledwie tydzień minął. Ale muszę poszukać prezentu dla taty, który miał niedawno urodziny. Sto lat temu (no dobra, może dwadzieścia) dostał ode mnie i siostry kubek z napisem Tata, który jest już bardzo sfatygowany i mama chce go wyrzucić, ale tata nie pozwala. Chcemy więc mu kupić nowy, żeby tego pozbył się bez żalu. Ale nie możemy takiego znaleźć! Wszędzie tylko jakieś głupie teksty typu "tata - najlepszy kumpel i pierwsza miłość albo "tata jest władcą wszechświata" itp. A my chcemy najzwyklejsze w świecie TATA! Nie młody, nie super, po prostu tata, bo to słowo mówi samo za siebie. Może więc się przejadę po Warszawie i poszukam jakichś sklepów z porcelaną...

I niech ten dobry nastrój nam towarzyszy jak najdłużej!