*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 13 grudnia 2011

Czekam i czekam.

Pisałam już kilka razy o tym, że lubię czekać. Nie wiem, czy należę do osób bardzo cierpliwych – to chyba zależy od sytuacji, ale czekanie to coś, co wywołuje we mnie pozytywne emocje. Oczywiście poza pewnymi wyjątkowymi sytuacjami, kiedy oczekiwanie wiąże się z niepokojem, nerwami, czy stresem – nie, takiego czekania nie lubię, pod tym względem na pewno jestem niecierpliwa i sprawy skomplikowane, nieprzyjemne lub niepewne lubię załatwiać od razu. Czasami nawet aż za bardzo się z tym spieszę i najpierw zrobię a dopiero później myślę.
Ale nie o takie oczekiwanie mam teraz na myśli. Piszę o czekaniu na pewne wydarzenia – bardziej lub mniej ważne, przyjemne lub neutralne, ale coś jednak znaczące. Lubię odliczać dni, mierzyć czas od jednego charakterystycznego momentu do drugiego. Czasami są to momenty bardzo oczywiste, czasami ważne i przełomowe. Takie odliczanie powoduje, że czas szybko płynie – jeszcze nie zdecydowałam, czy to dobrze, czy źle. Chociaż chyba na razie skłaniam się ku pierwszej opcji…
Na razie czekam na przyszły tydzień i przyjazd szefostwa z Warszawy. To zawsze jest u mnie w pracy ważne wydarzenie. Później oczywiście – święta. A następnie styczeń, który rozpocznie nowy rok. Na luty czekam zawsze, bo w tym miesiącu dni zaczynają być już widocznie dłuższe. Nie wstaję już zupełnie po ciemku a i słońce zachodzi trochę później. To już jest dla mnie jakiś zwiastun wiosny… Potem nadchodzi marzec. Nie lubię tego miesiąca, a jednak na niego czekam – bo marzec to już wiosna. Nawet niech sobie będzie ponura i zimna – ale jednak to wiosna! :) Tym razem z wyjątkową niecierpliwością czekam na kwiecień – a konkretnie na koniec kwietnia. Ma się wtedy skończyć pierwsza część remontu najważniejszego węzła komunikacyjnego w Poznaniu i mam ogromną nadzieję, że będzie się jeździło lepiej. Chociaż przez parę miesięcy, bo później mają remontować drugą część (na to już nie czekam :)). Niby głupie, ot takie tam wydarzenie, na które ani nie mam wpływu, ani nie jest jakoś szczególnie związane z moim życiem – a jednak, bardzo często w myślach powtarzam sobie „byle do kwietnia…” Później czekam na maj. Maj jest piękny, uwielbiam ten miesiąc. Podobnie jak czerwiec – a na czerwiec czekam, bo wybierzemy się razem z Frankiem na mecz Euro. Lipca już się całkowicie doczekać nie mogę, bo to chyba już zawsze będzie dla mnie wyjątkowy miesiąc. No i oczywiście rzeczą, na którą czekam od pewnego czasu najbardziej jest nasz ślub.  Jeszcze niedawno niewiele o tym myślałam. Teraz zostało jeszcze dziesięć miesięcy – dużo, ale ja już czekam intensywnie. I łapię się na tym, że chyba naprawdę nie mogę się doczekać :) A potem będę czekać na urlop i nasze wakacje, które wyjątkowo przenosimy w roku 2012 na późną jesień. A potem wszystko zacznie się od nowa :)
Oczywiście w międzyczasie czekam na całe mnóstwo innych drobnych wydarzeń – na wspólny weekend z Frankiem, na przyjazd koleżanki z Hiszpanii, na odwiedziny w Miasteczku, na czyjeś urodziny, spęd rodzinny z okazji imienin kogoś innego. Każdego dnia czekam na wieczór – kiedy mogę usiąść spokojnie z książką lub ulubionym czasopismem, z kubkiem ciepłej herbaty, kieliszkiem wina albo po prostu z piwem i poczuć, że teraz jest czas dla mnie. A z kolei każdego wieczora czekam na ranek – i ten czas zanim się wszystko zacznie…

Całe moje życie to oczekiwanie – w dużej mierze dlatego, że sama je sobie w taki sposób zaprojektowałam :) Wiem, że nie wszyscy zwracają uwagę na sam proces oczekiwania – dla niektórych wszystko po prostu się dzieje, nie rozmyślają o tym, nie odliczają. A ja to lubię. To daje mi pewną kontrolę nad tym czasem :)
Ech, a jaki żal odczuwam, kiedy doczekam się wreszcie na to, na co tyle czasu czekałam…