CZAS NA ZMIANY?
Stwierdziłam,
że dłużej tego nie zniosę i postanowiłam rozejrzeć się za nową pracą.
Na początku przyszło mi do głowy szkolnictwo i nawet poszłam na rozmowę
kwalifikacyjną, na której sama nieco się zdyskredytowałam
Sama nie zatrudniłabym pracownika pałającego takim entuzjazmem
Cały czas mówiłam, że w jednym miejscu pracy świetnie mi się pracuje i
gdybym dostała pracę w szkole to najlepiej na pół etatu, żebym mogła
sobie jeszcze dorabiać u R.
Nie… to zdecydowanie nie była moja bajka. Ani mój czas na zmienianie
pracy… Przez jakiś czas trochę się uspokoiłam i być może uodporniłam na
Kapusia, ale potem wszystko wróciło. Już całkiem serio zaczęłam szukać
ogłoszeń dla mnie i zalogowałam się na kilku serwisach. Ostatecznie
stwierdziłam, że jeśli nic nie znajdę, przemęczę się jeszcze jakiś rok, a
kiedy już będę miała magistra w łapce, oleję J., pożegnam się z R. i
znajdę coś nowego… A tymczasem postanowiłam wyjechać na urlop.



WOLNOŚĆ
Po
powrocie czekała mnie niemała rewolucja. Jeszcze dobrze z lotniska nie
zdążyłam wyjść, kiedy zadzwonił do mnie R. Okazało się, że przejął
dodatkowe dwa lokale i oczekiwał ode mnie pilnej decyzji – czy chcę
zrezygnować z pracy u J. i pracować tylko u niego… Był już nawet po
rozmowie z J. w tej sprawie. Posłodził mi bardzo, bo powiedział, że
bardzo na mnie liczy, że wie, że doskonale się sprawdzę i że moja pomoc
jest mu niezbędna. To sprawiło, że poczułam się pewnie i postawiłam
pewne warunki, które R. spełnił. Tym sposobem uwolniłam się od J. a
przede wszystkim od Kapusia.
Oczywiście
wiecie, że zmian nie lubię, więc mimo, że odczuwałam ulgę, na początku
było mi dziwnie i nawet trochę szkoda było mi niektórych aspektów pracy u
J. Na przykład plotek z koleżanką, czy możliwości wyskoczenia na miasto
i załatwienia pilnych spraw prywatnych przy okazji tych służbowych
(lokal leży w samym centrum miasta). Ale okazało się, że szybko o tych
udogodnieniach zapomniałam i zastąpiłam je nowymi.
SATYSFAKCJA I SPEŁNIENIE
I tak się kula do dzisiaj
Zadowolona jestem bardzo. Wykonuję pracę, którą bardzo lubię, no i co tu ukrywać – nie przemęczam się
Mam co miesiąc gorący okres na przełomie dwóch okresów rozliczeniowych
i wtedy muszę się maksymalnie sprężyć i posiedzieć dłużej w biurze, ale
w pozostałym czasie rozkładam sobie papierkową robotę równomiernie.
Poza tym w dalszym ciągu czuję się doceniona przez szefa i pracowników.
Pracownicy szanują mnie i liczą się ze mną. Do tego w 98% to faceci więc
ze względu na moją płeć obdarzana jestem dodatkową atencją
Szef często daje mi do zrozumienia, że beze mnie trudno byłoby mu
sobie poradzić – jestem nie tylko księgową i kadrową, ale często
przypominam mu o sprawach do załatwienia, wykonuję za niego telefony i
robię całe mnóstwo rzeczy, o których, jak on sam przyznaje, R. nie ma najmniejszego pojęcia – ba, on nawet nie wie, że coś takiego trzeba zrobić
A jednak odpowiedzialność za pracę rozkładana jest zawsze na nas
dwoje, więc czuję się dodatkowo zabezpieczona. Wiem też, że R. nie
będzie miał do mnie pretensji jeśli coś zrobię źle, wie, że każdemu się
to może zdarzyć. Do tego mogę przychodzić do pracy kiedy chcę, byleby
praca była wykonana, sama też decyduję o tym na którym punkcie pojawię,
pod warunkiem, że uprzedzę o tym R. i chłopaków. I ostatnia kwestia –
prawda jest taka, że mogę sobie wszystkich po kątach rozstawiać
Nie robię tego zbyt często, ale jak się zdenerwuję, to już chłopaki wiedzą co się dzieje






„ALE”
No
co tu dużo mówić, świetnie jest. A jednak czasami przychodzi czas na
zmiany. Powoli do nich dojrzewam. Praca jak dla mnie jest bardzo
satysfakcjonująca i zadowala mnie moja pozycja w spółce. Niestety, jak
to zwykle bywa, jedno „ale” się znalazło i o nim właśnie będzie następny
odcinek

***
Ratunku!!
Dlaczego na wszystkich blogach, żeby zostawić komentarz trzeba wpisać
ten idiotyczny kod z obrazka?? Nawet u mnie?? Nie znoszę tego!
***
A tymczasem kciukowanie przeniesione z jutra na dziś! Koniecznie
Pomożecie?
