*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 28 września 2010

Margolka podbija rynek pracy, część II.

CZAS NA ZMIANY?
Stwierdziłam, że dłużej tego nie zniosę i postanowiłam rozejrzeć się za nową pracą. Na początku przyszło mi do głowy szkolnictwo i nawet poszłam na rozmowę kwalifikacyjną, na której sama nieco się zdyskredytowałam :) Sama nie zatrudniłabym pracownika pałającego takim entuzjazmem :P Cały czas mówiłam, że w jednym miejscu pracy świetnie mi się pracuje i gdybym dostała pracę w szkole to najlepiej na pół etatu, żebym mogła sobie jeszcze dorabiać u R. :) Nie… to zdecydowanie nie była moja bajka. Ani mój czas na zmienianie pracy… Przez jakiś czas trochę się uspokoiłam i być może uodporniłam na Kapusia, ale potem wszystko wróciło. Już całkiem serio zaczęłam szukać ogłoszeń dla mnie i zalogowałam się na kilku serwisach. Ostatecznie stwierdziłam, że jeśli nic nie znajdę, przemęczę się jeszcze jakiś rok, a kiedy już będę miała magistra w łapce, oleję J., pożegnam się z R. i znajdę coś nowego… A tymczasem postanowiłam wyjechać na urlop.

WOLNOŚĆ
Po powrocie czekała mnie niemała rewolucja. Jeszcze dobrze z lotniska nie zdążyłam wyjść, kiedy zadzwonił do mnie R. Okazało się, że przejął dodatkowe dwa lokale i oczekiwał ode mnie pilnej decyzji – czy chcę zrezygnować z pracy u J. i pracować tylko u niego… Był już nawet po rozmowie z J. w tej sprawie. Posłodził mi bardzo, bo powiedział, że bardzo na mnie liczy, że wie, że doskonale się sprawdzę i że moja pomoc jest mu niezbędna. To sprawiło, że poczułam się pewnie i postawiłam pewne warunki, które R. spełnił. Tym sposobem uwolniłam się od J. a przede wszystkim od Kapusia.

Oczywiście wiecie, że zmian nie lubię, więc mimo, że odczuwałam ulgę, na początku było mi dziwnie i nawet trochę szkoda było mi niektórych aspektów pracy u J. Na przykład plotek z koleżanką, czy możliwości wyskoczenia na miasto i załatwienia pilnych spraw prywatnych przy okazji tych służbowych (lokal leży w samym centrum miasta). Ale okazało się, że szybko o tych udogodnieniach zapomniałam i zastąpiłam je nowymi.

SATYSFAKCJA I SPEŁNIENIE
I tak się kula do dzisiaj :) Zadowolona jestem bardzo. Wykonuję pracę, którą bardzo lubię, no i co tu ukrywać – nie przemęczam się ;) Mam co miesiąc gorący okres na przełomie dwóch okresów rozliczeniowych i wtedy muszę się maksymalnie sprężyć i posiedzieć dłużej w biurze, ale w pozostałym czasie rozkładam sobie papierkową robotę równomiernie. Poza tym w dalszym ciągu czuję się doceniona przez szefa i pracowników. Pracownicy szanują mnie i liczą się ze mną. Do tego w 98% to faceci więc ze względu na moją płeć obdarzana jestem dodatkową atencją ;) Szef często daje mi do zrozumienia, że beze mnie trudno byłoby mu sobie poradzić – jestem nie tylko księgową i kadrową, ale często przypominam mu o sprawach do załatwienia, wykonuję za niego telefony i robię całe mnóstwo rzeczy, o których, jak on sam przyznaje, R. nie ma najmniejszego pojęcia – ba, on nawet nie wie, że coś takiego trzeba zrobić :) A jednak odpowiedzialność za pracę rozkładana jest zawsze na nas dwoje, więc czuję się dodatkowo zabezpieczona. Wiem też, że R. nie będzie miał do mnie pretensji jeśli coś zrobię źle, wie, że każdemu się to może zdarzyć. Do tego mogę przychodzić do pracy kiedy chcę, byleby praca była wykonana, sama też decyduję o tym na którym punkcie pojawię, pod warunkiem, że uprzedzę o tym R. i chłopaków. I ostatnia kwestia – prawda jest taka, że mogę sobie wszystkich po kątach rozstawiać :P Nie robię tego zbyt często, ale jak się zdenerwuję, to już chłopaki wiedzą co się dzieje :)

„ALE”
 No co tu dużo mówić, świetnie jest. A jednak czasami przychodzi czas na zmiany. Powoli do nich dojrzewam. Praca jak dla mnie jest bardzo satysfakcjonująca i zadowala mnie moja pozycja w spółce. Niestety, jak to zwykle bywa, jedno „ale” się znalazło i o nim właśnie będzie następny odcinek :)

***
Ratunku!! Dlaczego na wszystkich blogach, żeby zostawić komentarz trzeba wpisać ten idiotyczny kod z obrazka?? Nawet u mnie?? Nie znoszę tego!

***
A tymczasem kciukowanie przeniesione z jutra na dziś! Koniecznie :) Pomożecie?