*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 2 stycznia 2011

Witam w dwa tysiące jedenastym :)

Witam w Nowym Roku :)) Jak się czujecie w 2011? Bo ja przyznam, że jak na razie jest świetnie, oby tak dalej :)
Zacznę może od końca – końca roku 2010, czyli Sylwestra :) Muszę przyznać, że to był naprawdę wspaniały wieczór! Jeden z lepszych. Może znowu polubię ten wieczór? Może wreszcie po tych z 2007 i 2008 Sylwester został odczarowany? :) I na pewno duża w tym zasługa Franka, zachowywał się bez zarzutu, czasami mam wrażenie, że on naprawdę jest osobą, która uczy się na błędach i potrafi się poprawić…
Tak, jak pisałam, ten wieczór spędziliśmy w domu w towarzystwie Franka brata i jego żony. Było naprawdę przyjemnie – wesoło i radośnie, czyli tak, jak powinno być w tę noc :) Jedzenia było naprawdę sporo, większa część przygotowana przez Franka. W ogóle przyznaję, że tego dnia jakaś taka wyjątkowo leniwa byłam i nie miałam serca do niczego. Kiedy wróciłam z pracy, mieszkanie już było wysprzątane a sałatki były zrobione. Ja zajęłam się uszkami, które podawaliśmy z barszczem po północy oraz nakryłam do stołu i byłam odpowiedzialna, za stronę estetyczną :) Świeczki, dekoracje i takie tam :) Franek w tym czasie jeszcze czyścił kuchnię. Goście przyszli niepunktualnie – to ich znak rozpoznawczy :) I dzięki temu ze wszystkim zdążyliśmy idealnie, nawet notkę jeszcze napisałam i w domofon zadzwonił dokładnie w momencie, gdy klikałam ‚publikuj’ :))
Są dwie rzeczy, za które kocham ostatnią noc roku – za fajerwerki i szampana – to mój ulubiony trunek :) Na początku chciałam, abyśmy wzięli butelkę szampana i poszli o północy do centrum miasta obejrzeć pokaz sztucznych ogni. Nie zrobiliśmy jednak tego, ale okazało się, że to była świetna decyzja. Nie sądziłam, że z balkonu mojego nowego miejsca zamieszkania jest tak świetny widok! Widzieliśmy sztuczne ognie z trzech stron miasta, a co dla mnie było najważniejsze – widać było również ten profesjonalny pokaz fajerwerków, organizowany przez miasto! Amatorskie petardy średnio mi się podobają i generalnie spokojnie bym się bez nich obyła, ale takimi pokazami zawsze jestem zachwycona. Według mnie, mają one w sobie coś z magii, zwłaszcza na przełomie roku – w sylwestrową noc uwielbiam patrzeć na sztuczne ognie i wypowiadać po cichu życzenia na kolejny rok… Szampana mieliśmy niestety tylko jednego, więc wyszło po lampce na łebka, ale Franka szwagierka była tak uprzejma, że widząc jak się rozpływam nad smakiem szampana, oddała mi swój kieliszek i wystarczyło jej to, co wypiła od męża :) Nasz Sylwester skończył się w okolicach piątej. Spędziliśmy go rozmawiając, śmiejąc się, jedząc i oczywiście oddaliśmy się naszej ulubionej rozrywce (szwagry też ją lubią:)) – grom planszowym :)) Nie zabrakło też zimnych ogni oraz tańcowania na balkonie. Naprawdę było wspaniale. Po imprezie posprzątaliśmy z Frankiem i położyliśmy się spać :)
Noworoczny poranek spędziliśmy dość leniwie razem. Natomiast popołudnie upłynęło nam w gronie rodzinnym, bo odwiedzili nas rodzice Franka oraz jego kuzyn z żoną i dziećmi. Bardzo dobrze, że wpadli, bo zostało nam tyle jedzenia, że musielibyśmy się tym żywić chyba przez tydzień :P Goście poszli dopiero po 21. I znowu sprzątanie, a potem to już padłam jak kawka :) I obudziłam się dopiero dziś o wpół do dziewiątej. Wczorajszy dzień też był wspaniały. Może Nowy Rok też zostanie odczarowany i nie będzie to już dla mnie najgorszy dzień w roku? :))
Dzisiejszy dzień postanowiliśmy spędzić razem w domu. Poszliśmy tylko do kościoła i na spacer. A potem każde z nas zajęło się swoimi sprawami – czytaj Franuś gra w Fifę 2011 a ja bloguję :) Ale za chwilę znowu sobie w coś pogramy :)
Na chwilę obecną nastawiona jestem bardzo pozytywnie i nowy rok mi się podoba. Jeśli będzie taki, jak noc sylwestrowa oraz pierwsze dwa dni stycznia, to już mi wystarczy.
Ps. Wiecie czego Franek życzył mi na rok 2011? Żeby „jeden głupek” mi się oświadczył. Phi, bezczelny !  :D