*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 1 sierpnia 2012

Sny przedślubne (część druga, czy ostatnia? :)

Kiedy piszę codziennie to tak mi to mam mnóstwo pomysłów na notki i gdyby czas mi na to pozwolił to pewnie i kilka dziennie bym mogła publikować :) Ale jeśli tylko z jakiegoś powodu zwolnię i mam (niechże to nawet te dwa dni będą jak w tym wypadku :P) przerwę to jakoś gubię rytm i trudno mi sklecić cokolwiek. A przecież mam tyyyle do powiedzenia!

Ślub za 44 dni a więc czasu mało, żeby opisać wszystkie moje refleksje związane z tym wydarzeniem, więc muszę się spieszyć :) A przecież jest jeszcze reszta życia, niekoniecznie kręcąca się tylko wokół 15 września. No dobra, teraz już coraz bardziej wszystko się kręci właśnie wokół tego dnia, ale w zasadzie to dobrze, bo jak nie teraz, to kiedy? :))

Ależ wczoraj miałam sen! Pamiętacie może moją notkę o czarnych butach? (podałabym tu linka, ale niestety Onet twierdzi, że mój stary blog nie istnieje, albo że lista postów jest pusta, pora znaleźć trochę czasu na przeniesienie stamtąd notek zanim naprawdę znikną). W każdym razie już wtedy wiedziałam, że to pewnie tylko jeden z wielu snów przedślubnych, które mnie czekają. I miałam rację. Ale nie wszystkie sa warte opisania, natomiast wczorajszy mnie przeraził, bo znowu był niesamowicie realistyczny!

Otóż wszystko działo się w sobotę 15 września 2012. Od rana padało niestety i już wtedy pomyślałam sobie, że zawaliłam, bo zapomniałam odprawić czary mary zaklinające pogodę i nie wystawiłam butów na parapet :P Nic to jednak - dość spokojna poszłam do kosmetyczki i fryzjerki na upiększanie. Wtedy po raz pierwszy (nic że we śnie, odczucie było prawdziwe) poczułam podekscytowanie i motyle w brzuchu, kiedy zobaczyłam Franka bratową umalowaną i ubraną w sukienkę na wesele. Uświadomiłam sobie, że ubrała się tak na MOJE wesele :)
Czas gonił, z makijażu byłam zadowolona - z fryzury nieco mniej. Nie żeby mi się nie podobała, po prostu wydawało mi się, że wyglądam jak zawsze :) Ale nie lamentowałam i po prostu dalej przygotowywałam się do tego najważniejszego momentu. Po drodze miałam jeszcze kilka przygód, których jednak Wam oszczędzę (jakaś stłuczka, telefon, wypchane zwierzęta)...

Dwie godziny przed uświadomiłam sobie, że zapomniałam z Poznania obrączek! Szybki telefon do Franka, który miał dojechać i - uratował mnie, jak zwykle w takich sytuacjach, bo pamiętał :)
Godzinę przed - zaczynam się już coraz bardziej denerwować, a kiedy okazuje się, że zapomniałam kupić białych pończoch, albo chociaż rajstop, nie wspominając już o bieliźnie - stwierdzam, że psuję sobie ten dzień. I że szkoda, że nie będzie tak, jakbym chciała...
Ale kwadrans przed ślubem mam już dość - ryczę, bo nie wzięłam także rękawiczek, które kupiłam specjalnie do sukni. A najgorsze - że moje paznokcie są pomalowane na niebiesko! Zapomniałam ich zmyć! A więc ryczę i krzyczę do mamy, że odwołujemy ślub, że tak nie będzie. Moja mama równie zdenerwowana odkrzykuje, że nie da rady. Prawie się załamuję i... czuję, że się budzę! Niewiarygodne! Jak dobrze, że to tylko sen!

Na liście spraw do załatwienia dopisałam szybko obrączki, rękawiczki, pończochy :) Paznokci nie muszę, bo w ich sprawie jestem zapisana do kosmetyczki :)

Ps. Zdobyłam link dzięki chwilowej łaskawości Onetu --> TU :)