*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 13 czerwca 2015

Wycieczka z małym człowieczkiem

Normalnie z dnia na dzień coraz bardziej widać, że mamy w domu małego człowieczka a nie jakieś tam kwilące zawiniątko w wózku. Zaczyna się interesować coraz większą ilością rzeczy - od jakiegoś już czasu wyciąga rączki w stronę butelek. Nie tylko swoich. Kiedy widzi naszą półtoralitrową butelkę z wodą to po nią sięga i doskonale wie, którą stroną trzeba ją włożyć do buzi.
Poza tym coraz trudniej mi się czyta, bo zaczyna się interesować moimi książkami. Najbardziej lubi zrzucać je ze stołu. Ewentualnie, kiedy czytam, trzymając go na kolana, próbuje przewracać mi strony. Oby mu to zainteresowanie książkami zostało, choć wolałabym, żeby nieco inaczej się z nimi obchodził ;)
Zdarzyło się już raz, że ściągnął ze stołu serwetę - ze wszystkim co na niej było oczywiście :)

Najfajniejsze jest to, że kiedy wychodzę, to nie mam już wrażenia, że wychodzę z wózkiem, tylko z kompanem :) Już się nie boję, że nagle Wiking włączy syrenę (oczywiście czasami włącza, tylko zwykle wiem, dlaczego). Kiedy mu się nudzi w wózku, to go wyciągam. Ostatnio na przykład siedziałam sobie przez dwadzieścia minut w parku a on siedział mi na kolanach i się rozglądał.
Dzisiaj urządziliśmy sobie we trójkę wycieczkę. Nie było nas w domu prawie pięć godzin - dla niemowlaka to dużo. Najpierw dość długo spał. Później obudził się, ale z uśmiechem na buzi. Siedzieliśmy trochę na ławce, Wikuś siedział trochę na moich, trochę na frankowych kolanach. Rozglądał się, trochę bawił się swoją grzechotką, a kiedy mu się znudziło, zawiązaliśmy go Frankowi na brzuchu w nosidle. I kontynuowaliśmy spacer.
Zaliczyliśmy dzisiaj podróż kolejką i metrem a także przekąskę w barze, lody i małe zakupy w drogerii. We wszystkim towarzyszył nam Wiking i nawet nie zastękał. No prawie, bo kiedy wracaliśmy pociągiem, to już go musieliśmy wyjąć z nosidełka, bo za mało widział :) Ale zadowoliła go znowu miejscówka na moich kolanach i grzechotka. 
Fajnie, kiedy można tak wyjść z domu i nie być zupełnie ograniczonym tym, że ma się dziecko.

A jutro jedziemy pierwszy raz na basen! Wiking będzie uczył się pływać :) Już dawno o tym myśleliśmy - jeszcze zanim się urodził i już w lutym dzwoniłam, żeby zapytać o kurs, ale na ten, który się rozpoczął w styczniu Wikuś był rzecz jasna za mały. Teraz za to załapał się na przyspieszony wakacyjny, więc to nam odpowiada jeszcze bardziej. Bardzo jestem ciekawa, jak mu się spodoba...