Trzeci tydzień męczę się z tą jeb… książką „The office of
the scarlet letter”, która potrzebna mi jest do tej prezentacji na
seminarium za dwa tygodnie. To, że szlag mnie trafia to mało
powiedziane. On mnie już trafił ze trzy razy przynajmniej!!!! Kuźwa! Ta
książka to, powiedzmy, analiza powieści „Szkarłatna litera”. Ale jak
czytam co ten gościu wypisuje, to mam wrażenie, że czytaliśmy inne
książki. Facet sobie wyciąga jakąś tezę z kosmosu i ją udowadnia. Tak
jakbym ja na przykład wymyśliła sobie, że jak Parrault pisał Czerwonego
Kapturka to był przeziębiony. I napiszę książkę, w której będę to
udowadniać o!
Tak więc jak widzicie wysyłam negatywne emocje, dlatego lepiej, żebym nie pisała na razie
Ale jak jutro będę mniej ekhm, nerwowa powiedzmy, to może wrzucę parę
zdjęć, które udało nam się z Frankiem zrobić podczas tego niedzielnego
spacerku
Tak więc jak widzicie wysyłam negatywne emocje, dlatego lepiej, żebym nie pisała na razie

