*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 8 października 2009

Galerianki.

Wspominałam ostatnio, że wybrałam się na Galerianki.  O filmie słyszałam pierwszy raz już chyba jakiś rok temu i w zasadzie od razu stwierdziłam, że chciałabym na niego pójść. Nie umiem pisać recenzji, więc nie mam zamiaru tego robić, ale chciałabym opisać moje odczucia po obejrzeniu filmu. A zrobił na mnie naprawdę duże wrażenie. I już nawet nie chodzi o tematykę, bo to nie było tak, że przeżyłam szok słysząc pierwszy raz o takim zjawisku. Już się spotkałam z tym procederem. Ale ogólnie zaskoczyło mnie podejście do tematu i, moim zdaniem, naprawdę dobrze zrobiony film. 
Nie czytałam wcześniej zbyt wielu recenzji, a te na które się natknęłam nie były zbyt pochlebne. Ale jakoś ja mam zupełnie inny gust niż wszyscy znawcy świata filmowego i książkowego, bo zawsze mam odmienne od nich zdanie :) Tym razem też tak było. Reżyserka filmu, Katarzyna Rosłaniec, dostała nagrodę za najlepszy debiut filmowy. Uważam, że w pełni zasłużoną. Babka wykazała się niesamowitą umiejętnością obserwacji środowiska, o którym pisze. Poruszyła wiele problemów, które rzeczywiście mogą trapić współczesnych nastolatków. Uważam też, ze dziewczyny grające w tym filmie, zrobiły to świetnie. Chociaż Galerianki dotyczą problemu seksu a język dziewczyn jest, delikatnie mówiąc, dosadny, nie uważam filmu za wulgarny. A to jest dla mnie bardzo ważne, bo wulgarne filmy wywołują we mnie niesmak na długi czas… Poza tym, wiedziałam, że jest to produkcja traktująca o poważnym problemie społecznym. Jest to dramat. Ale mimo to, nie wyszłam zdołowana z kina. Owszem, film skłania do myślenia, jest wiele momentów, które mogą wzruszać, bądź przerażać, ale jednak zrobiony jest w taki sposób, że po obejrzeniu byłam poruszona, ale nie zrezygnowana. Pewnie są osoby, które miały inne odczucia, nie wiem, może to kwestia różnej wrażliwości, chociaż i tak uważam się za osobę wrażliwą.  Podsumowując – polecam ten film, żeby każdy mógł wyrobić sobie własną opinię na jego temat.
A co do samej tematyki… Sprawa nie jest nowa. Już kiedy ja byłam nastolatką, czytałam o dziewczynach, które prostytuowały się za markowe ciuchy i miały „sponsorów”. Tylko, że one były trochę starsze. Tu mowa o osobach w wieku 14-17 lat. To jest wiek bardzo trudny, wie to chyba każda z nas :) Młody człowiek jest zdominowany przez silną potrzebę akceptacji – zwłaszcza akceptacji środowiska. Rodzice schodzą na dalszy plan, ich opinia jest nieważna, mało tego, często odbierani są przez takie nastolatki jako wrogowie, którzy wydają tylko rozkazy i zakazy. Bardzo ciężko jest takiej osobie się nie pogubić… A niech dojdzie do tego zawiedziona miłość, strata koleżanki… Niektóre młode osoby właśnie wtedy popełniają kardynalne błędy, które mogą zaważyć na ich całym przyszłym życiu.
Czy można to zmienić? Oczywiście, że można. Świadczy o tym chociażby fakt, że przecież nie każdy nastolatek, wpada w taką pułapkę. I tu chyba największą rolę odgrywają rodzice. Tak, napisałam, że dla takiego nastolatka, są oni wrogami. Bo problem tkwi w tym, że często teraz jest już za późno dla rodziców, żeby zacząć wychowywać. Rodzicem nie jestem, ale mam swoich i uważam, że wychowali mnie bardzo dobrze. Dlatego mogę pozwolić sobie na opinię, że Oni mieli to robić od samego początku, od dziecka powinni wpajać latoroślom pewne zasady, które nie ugną się nawet w okresie młodzieńczego buntu. Oczywiście, że to jeszcze nie koniec wychowywania, teraz również dla rodziców zaczyna się bardzo trudny okres, podczas którego będą musieli wykazać się cierpliwością i mądrością życiową. Ale prawda jest taka, że to, co zasiali dziesięć lat wcześniej, właśnie zaczyna dawać plony. Jeśli rodzice nie interesowali się (obojętnie czy chodzi o zainteresowanie w dosłownym znaczeniu tego słowa, czy o wsparcie emocjonalne) dzieckiem przez pierwsze piętnaście lat, to  niech się nie łudzą, że jak nagle zaczną prawić morały, to nastolatek weźmie je sobie do serca.
Niektóre dzisiejsze nastolatki naprawdę mnie przerażają. Przeraża mnie to jak bardzo są moralnie zepsute. Ale z drugiej strony często są to osoby skrzywdzone przez najbliższe otoczenie. Nastolatkiem jest być ciężko. A teraz jest jeszcze trudniej niż kiedyś – ja wcale nie tak dawno miałam naście lat, ale nie miałam tylu pokus. Nie musiałam szpanować nową komórką ani skuterem. A wyścig zaczyna się już we wczesnych latach szkolnych, chociażby kiedy przychodzi pierwsza komunia święta… Ale to już chyba temat na inny raz. Inna sprawa, że wiele osób dorosłych nie dopuszcza do siebie myśli, że podejście do seksu się niestety zmieniło. I jeśli nie będziemy o tym rozmawiać z nastolatkami, to wcale nie znaczy, że problem zniknie lub rozwiąże się sam. Kwintesencją podsumowującą stopień uświadomienia młodych dziewczyn jest zdanie bohaterki, która zaszła w ciążę: „niemożliwe, przecież wszystko wypłukałam…” Ale to chyba też temat nie na dziś.
Na forach dyskusyjnych na temat Galerianek, pojawiły się głosy, że „dzieciaki”, czyli właśnie osoby w wieku 14-17 lat nie powinny być na taki film wpuszczone. A ja.. Ja myślę, że może niektóre z takich osób powinny ten film zobaczyć, żeby później dwa razy się zastanowić nad swoim postępowaniem. A jeśli jakaś  dziewczyna rzeczywiście stanie się taką „galerianką”, to nie sądzę, żeby nieobejrzenie tego filmu miało ją od tego uchronić…