*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 28 listopada 2014

Głodująca matka

Notka miała być dzisiaj o czymś innym, chciałam napisać o tym, jak to się Tasiemiec wreszcie ujawnił, ale odechciało mi się, bo znowu nie mam dobrych wiadomości :(
Cieszyłam się, że poziomy glikemii są w miarę dobre i zostałam nawet pochwalona. Myślałam, że modyfikacja diety pomogła. Chociaż przyznam, że miałam złe przeczucia, które starałam się jednak wypierać... Przez dwa tygodnie było naprawdę dobrze, byłam zadowolona, bo po śniadaniu cukier miałam naprawdę niewysoki i jeszcze był zapas. Jeśli po innych posiłkach zdarzały się wartości powyżej normy, to niewiele i zazwyczaj mogłam stwierdzić, z czego ewentualnie to wynikało. W ostatnio to już w ogóle byłam zadowolona, bo zrobiłam eksperyment i mierzyłam cukier po każdym posiłku, więc siedem razy w ciągu dnia i każdy wynik był bardzo dobry! Nawet po jednej kulce sorbetu, nawet po mleku z odrobiną kaszki manny!
Ale od wczoraj coś się popsuło i znowu jest tak sobie. Może to jakaś zła aura albo po prostu fakt, że np. musiałam znowu robić na czczo badanie albo że raz miałam zbyt długą przerwę między posiłkami - nie wiem, zobaczę jak będzie dalej. Jednak to nie to mnie aż tak bardzo martwi.
Robiłam dzisiaj rano badania i popołudniu zadzwonili do mnie z laboratorium z informacją, że mam niedobre wyniki moczu :( (sam fakt, że zadzwonili już był niepokojący, bo przy niegroźnych odchyleniach od normy poprzestają na komentarzu pod badaniem) Występują w nim ciała ketonowe i to na dość wysokim poziomie. Właśnie tego dotyczyły te moje odsuwane na bok złe przeczucia. Obawiałam się, że tak może być.
To oznacza, że mój organizm po prostu głoduje. Ja może nie jestem głodna, ale organizm nie jest dobrze dożywiony. Takie wyniki mogą mieć na przykład osoby z anoreksją lub bulimią - albo ze źle leczoną cukrzycą :( Okazuje się po prostu, że co prawda udało mi się poprzez modyfikację diety zmniejszyć wartości glikemii, bo ograniczyłam (jeszcze bardziej) spożycie węglowodanów, ale wobec tego organizm zaczął czerpać energię z tłuszczy i białka zamiast z glukozy, co nie jest dobre, bo powoduje powstawanie toksycznych substancji :(
Właśnie martwiłam się o to, że jednak tych węglowodanów będzie za mało - jadłam już tylko średnio jedną kromkę chleba raz na dwa dni. Do obiadu porcja kaszy, makaronu razowego, czy brązowego ryżu (ohyda! nie znoszę go!) ważyła jakieś 50g. Poza tym tylko jakiś jeden owoc dziennie, trochę płatków owsianych, pieczywo chrupkie... Nie wyliczałam tego dokładnie, ale wydawało mi się, że zjadam za mało tych wymienników węglowodanowych i to badanie by to potwierdziło. Albo jest po prostu tak, że moja trzustka nie radzi sobie już zupełnie i nie wytwarza wystarczającej ilości insuliny potrzebnej do przetworzenia glukozy na energię. Może jedno i drugie... Nie wiem, bo ekspertem nie jestem, po prostu siłą rzeczy czytam wiele na ten temat i ta wiedza w głowie mi zostaje, bo jest mi potrzebna i stosuję ją w praktyce. We wtorek mam wizytę kontrolną u swojej lekarki, to zobaczę, co mi powie. Poza tym chyba od razu po weekendzie znowu zadzwonię do szpitala, żeby się skonsultować.

Bardzo mnie to dołuje :( Kurczę, niektóre kobiety objadają się ponad granice wszelkiej przyzwoitości, jedzą niezdrowo, czasami nawet nie rezygnują całkowicie z alkoholu, czy papierosów (w szkole rodzenia była taka jedna, od której po każdej przerwie czuć było fajki :/) a nic im nie dolega i rodzą później zdrowe dzieci. Mnie się zawsze wydawało, że prowadzę zdrowy tryb życia - nie wszystko może było wzorowe, ale naprawdę dbałam o siebie na wielu płaszczyznach. W ciąży to już w ogóle starałam się zrezygnować ze złych nawyków. A i tak teraz cały czas martwię się, czy z dzieckiem będzie wszystko w porządku :( Bardzo boję się, że przez to wszystko - przez to, że mój organizm jest taki nieudolny - coś pójdzie nie tak i będzie miało to wpływ na zdrowie Tasiemca :( I nie mam na to kompletnie żadnego wpływu. Albo inaczej - mój wpływ jest po prostu znikomy, bo cokolwiek bym nie robiła to jest źle.
Mimo wszystko miałam nadzieję, że skoro poprzednie badanie moczu było czyste od ketonów, skoro wszyscy lekarze powtarzali, że Dzieciak ma się dobrze, skoro nawet ostatnio przybrałam pół kilo na wadze (fakt, że najpierw je straciłam, dochodząc do wagi tylko o 1,4 kg większej niż przed ciążą, ale jednak wyglądało na to, że przestałam chudnąć), to okaże się, że jednak teraz moja dieta jest już taka, jaka być powinna. A tymczasem okazuje się, że nie dość, że nie mogę jeść prawie nic, to to, co teoretycznie mogę, źle na mnie działa :(

Sorry za te smęty na początek weekendu, ale naprawdę nie czuję się dobrze z tym wszystkim. Robię co mogę. Prawdę mówiąc nawet nie podejrzewałam siebie o taką zdolność do poświęceń. Myślę o dziecku i o tym, co dla niego będzie najlepsze a okazuje się, że to za mało i ono wcale nie jest bezpieczne przy takiej matce :/