Wzięłam sobie urlop. Postanowiłam, że przez chwilę się odetnę od tego, co się dzieje w pracy. Średnio się udało, bo wczoraj odebrałam cztery telefony, dzisiaj trzy. Nie wkurza mnie to, niemniej jednak zdecydowanie utrudnia skupienie się na innych kwestiach. W dodatku właśnie przed chwilą uświadomiłam sobie, że jeden facet, z którym się umawiałam, że wykona dla nas pewną usługę nie potwierdził mi, będzie. Szlag! Że też nie mogłam sobie o tym przypomnieć wcześniej! Teraz będę się stresować dzisiejszą noc, jutrzejszy dzień - a nie wiadomo, czy 2 maja odbierze telefon. Jeśli nie to już w ogóle będę ugotowana, bo w poniedziałek nie uda mi się załatwić nikogo na następny dzień. Kurczę no! A uznałam go za najbardziej profesjonalnego i dlatego właśnie wybrałam jego firmę. :/ Jakbym nie miała się czym stresować :(
Mimo, że jestem na urlopie sypiam średnio. Zasnąć nie mogę, a potem w nocy się budzę i rozmyślam. Kiepsko. Szkoda tego długiego weekendu, z którego niewiele będę miała. Chociaż postanowiłam, że pojadę jednak do Miasteczka - tak na chwilę. Może uda mi się przez moment się zrelaksować. A urlop wzięłam sobie, żeby spakować swoje życie. I niestety okazało się to jeszcze trudniejsze niż sobie wyobrażałam. Miałam nadzieję, że kiedy odetnę się od pracy, to znajdę więcej czasu dla siebie, ze spokojem wszystko ogarnę a nawet poczytam, popiszę... Nic z tego. Nawet nie wiem kiedy minęły mi te cztery ostatnie dni :(
A zapowiada się jeszcze gorzej. Obawiam się, że w dniach 6-20 maja (oby tylko!) nie będzie mnie dla świata :( Jedyna moja nadzieja w tych czterech dniach, które przede mną - muszę naładować akumulatory, bo będą musiały wystarczyć na dłuuugo.