*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 13 czerwca 2008

Ale ja nie o tym mialam

Franek mówi, że nie jestem prawdziwym kibicem. Ale ja nigdy nie twierdziłam, że jestem :) Nie jestem kibicem na dobre i na złe. Jestem kibicem na dobre. Jak jest komu – kibicuję. Co nie znaczy, że nie cieszy mnie, kiedy Polacy zwyciężają w różnych dyscyplinach. Cieszy mnie to bardzo i chciałabym, żeby wygrywali, ale jestem realistką i w niebieskie smoki nie wierzę. Polscy piłkarze grają dla mnie jak „patałachy”, nie obrażając nikogo, chodzi mi tylko o samą grę. I denerwowało mnie to całe zamieszanie przed meczem z Niemcami, kiedy tak naprawdę w ogóle nie mieliśmy szansy. Wczoraj było troszkę inaczej, bo szansa rzeczywiście była. Na początku grali fatalnie, potem było już lepiej. Bez szału, ale jednak nieźle. I ja taka sceptyczka, taka niedobra dla polskiej drużyny, prawie się popłakałam na koniec  spotkania :( Z żalu. Żal mi było Leo, żal Boruca, żal piłkarzy. Żal wszystkich Polaków, którzy czekali aż minie te 60 sekund i sędzia odgwiżdże koniec meczu. Nigdy się nie emocjonuję piłką nożną. To  był pierwszy raz, kiedy  rzeczywiście mecz wywołał we mnie jakieś emocje. Polacy jakoś tak specjalnie nie zasłużyli na zwycięstwo. Nie grali wybitnie. Ale Austriacy też nie zasłużyli. Gdyby zdobyli gola w walce, remis byłby ok. Ale oni mieli dwunastego zawodnika na boisku. I to najbardziej boli.  
No i proszę. A wcale nie miało być o piłce. Miało być o tym, że, hura hura, mamy piątek. I, hura hura, wychodzę wcześniej z pracy. O 15 mam pociąg i o 19 będę już siedziała u mamusi na obiadku. Tak, bo ze mnie taka „mamincóreczka” :) Jeżdżę do domu kiedy tylko mogę i jak bym mogła to jeździłabym jeszcze częściej. O!