*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 21 marca 2013

Św. Antoni od łańcuszka ;)

Ale się cieszę :))) A rano było zupełnie inaczej. Miałam napisać notkę o tym, że jest mi smutno, bo zgubiłam łańcuszek, który dostałam od Franka na urodziny, ale miałam dzisiaj tyyle pracy. Rzadko się zdarzają aż tak intensywne dni. Ale od początku.

Rano chciałam założyć łańcuszek. Ostatni raz miałam go na szyi przedwczoraj. Poszłam na aerobik i w szatni zorientowałam się, że mam go na sobie. Zdjęłam go i włożyłam do kieszonki w torbie. Wracając z aerobiku zrobiłam jeszcze małe zakupy i poszłam do domu.
No i dzisiaj chciałam ten łańcuszek znowu założyć. Sięgam do torby, a tam - nie ma go! Wywaliłam wszystko i nic :( Zgubiłam! Przypomniałam sobie, że kiedy wchodziłam z tymi zakupami i wyciągałam z torby klucze, to coś mi wypadło na schodach - na półpiętrze, na którym akurat żarówka była przepalona, więc słabo było widać. Ale podniosłam wsuwkę do włosów i breloczek. I poszłam do domu. No i pomyślałam sobie dzisiaj, że łańcuszek wtedy mi też pewnie wyleciał.
Ze łzami w oczach wyżaliłam się Frankowi i poszłam do pracy. Ale mi było szkoda :( Zadzwoniłam jeszcze dla porządku do fitness clubu, czy przypadkiem nikt biżuterii nie znalazł, ale w zasadzie już spisałam go na straty. Wymyśliłam jeszcze, że powieszę na klatce ogłoszenie. Potem trochę przestałam o tym myśleć, bo zajęłam się pracą. Tuż przed wyjściem z biura stwierdziłam, że może jednak napiszę szybko jakąś kartkę, w której opiszę sytuację i podam numer kontaktowy, mimo, że niemal się pogodziłam z tym, że łańcuszka już nie odzyskam. Wydrukowałam krótki tekst i po przyjeździe do domu powiesiłam go na drzwiach wejściowych.

Po niecałych dwóch godzinach zadzwoniła kobieta, że wczoraj znalazła ten łańcuszek!! :):):) Przyniosła mi go, a w ramach podziękowania dałam jej butelkę czerwonego wina.
Ale się cieszę! :) Skakałam z radości :) Musiałam się aż z Wami całą tą historią podzielić. I pomyśleć, że prawie odpuściłam napisanie tego ogłoszenia! Jak dobrze, że są jeszcze ludzie uczciwi. Ja też w takiej sytuacji na pewno oddałabym znalezioną rzecz, ale różnie to przecież bywa.
Ja to jednak mam szczęście :) Tyle razy już coś pogubiłam, ale jakimś cudem większość z tych rzeczy potem odzyskuję. Święty Antoni chyba trzyma nade mną pieczę :P