*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 2 kwietnia 2010

Prima Aprilis?

Na razie chyba nie przestanę pisać. Nie byłoby tak łatwo po prostu zniknąć z blogosfery. Tym bardziej, że mam jeszcze kilka myśli, które chciałabym „przelać na ekran”. Ale to tak nie do końca był żart…

Ostatnio mam nieciekawe dni. Już nawet nie chodzi o to martwienie się na zapas, o którym pisałam ostatnio, ale ogólnie towarzyszą mi ostatnio smętne myśli i wątpliwości. Te drugie dopadły również pomysł pisania bloga. Ogarnęło mnie zniechęcenie – nie lenistwo, ale właśnie zniechęcenie – i zaczęłam się zastanawiać jaki w tym wszystkim sens. To znaczy bardzo to lubię i z jednej strony nie wyobrażam sobie po prostu przestać pisać. Blogowisko stało się swego rodzaju drugim życiem dla mnie i pewnie czułabym się, jakbym straciła coś ważnego, gdybym zakończyła przygodę z blogiem. Mimo wszystko wspomniane wcześniej myśli się pojawiły. Wczoraj chciałam coś napisać, ale mi nie bardzo wyszło. Poza tym miałam mnóstwo roboty w pracy – jak to w pierwszy dzień miesiąca. To wszystko spowodowało u mnie lekką frustrację. I wtedy zamieściłam wczorajszy wpis. 1 kwietnia rzeczywiście się do tego trochę przyczynił, bo gdyby to był inny dzień, pewnie jeszcze dziesięć razy bym się zastanowiła. A wczoraj pomyślałam sobie, że w razie czego łatwiej będzie się z tego wycofać i obrócić w żart. Więc tak, dzisiaj mogę powiedzieć, że był to żart. Wczoraj żartem nie było. 

Wiecie nawet Franek się zdziwił wczoraj. On mi zawsze trochę dokucza z powodu tego pisania. To znaczy, czasem coś przeczyta a czasem z kolei pomarudzi, że za dużo czasu spędzam w sieci. Ale wczoraj, kiedy mu powiedziałam, że nie będę już pisać, wyglądał na… rozczarowanego? Jakbym pociągnęła temat, to pewnie by mnie zaczął gorliwie przekonywać, żebym pisała dalej ;)

Dziękuję za wszystkie miłe komentarze.