*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 18 września 2010

Dyrdymały.

No to się lenimy. Gdyby nie resztki kataru i lekarstwa, które ciągle jeszcze bierzemy, zupełnie zapomniałabym, że chorowaliśmy :) Już nawet nie mam wyrzutów sumienia :) No powiem Wam, że od wtorku niewiele pożytecznych rzeczy robimy :) Zrobiliśmy pranie, prasowanie i wysprzątaliśmy mieszkanie. Poza tym gotujemy (dzisiaj na przykład ulepiliśmy razem 60 pierogów), ale oprócz tego całe dnie spędzamy na totalnym nicnierobieniu. Aż dziwne, że w nocy spać możemy, bo wydawałoby się, że jak człowiek aż tak wypoczęty będzie, to nie będzie miał czego odsypiać :)
Ale błogie lenistwo powoli dobiega końca. Ja już pojutrze idę do pracy. Franek od środy. Trzeba się trochę zmobilizować do działania. Ja na przykład staram się zabrać za uporządkowanie wszystkich drobiazgów i papierów, które upchnęłam we wszystkich możliwych szafkach po przeprowadzce. Nie mam pojęcia co mam z tym wszystkim robić??! Notatki ze studiów mam w miarę uporządkowane i akurat one niespecjalnie mi wadzą, ale mam mnóstwo mniej lub bardziej ważnych świstków i nie wiem jak się odkopać :) Będę to chyba robić do końca roku – a to i tak może być wersja optymistyczna :) Plan jednak mam ambitny i zamierzam się z tym wszystkim jakoś rozprawić :)
W zasadzie to nie przeraża mnie wizja poniedziałkowego pożegnania z urlopem. Bardziej fakt, że kiedy się będę budziła, będzie jeszcze ciemno :( Przed urlopem było już szarawo… Tego najbardziej nie lubię w jesieni i zimie – wieczorem może się ściemniać szybciej, nie przeszkadza mi to tak bardzo jak ciemne poranki. Ale pewnie i do tego przywyknę :) Jak zwykle. Czas płynie nieubłaganie, ale muszę przyznać, że chyba nie mam do  niego o to pretensji. A wręcz czasami mi się wydaje, że jestem mu za to wdzięczna. Jakby to było beznadziejnie, gdybyśmy się tak zapętlili. Nie wiem jak Wy, ale ja bym zwariowała :)
A tymczasem kończę tę notkę w konwencji „stream of consciousness” zapewniając Was, że powoli nadrabiam również zaległości na Waszych blogach, chociaż jeszcze idzie mi to dość opornie :) Ale zawsze prędzej czy później mi się to udaje :)