*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 20 października 2015

W lasu.

 (Kiedy byłyśmy małe i moja mama pytała się nas gdzie byłyśmy na spacerze z wujkiem, moja siostra odpowiadała "w lasu!")

Tegoroczne grzybobranie nam się niestety nie udało. Potwierdziły się plotki i doniesienia o tym, że na naszym terenie w grzyby nie obrodziło. Oczywiście co poniektórzy wytrawni grzybiarze wiedzieli gdzie szukać i mieli "swoje miejsca" (wiecie, że są osoby, które sobie upatrują jakieś konkretne miejsce w lesie i doglądają o w miesiącach letnich a nawet jeżdżą z wiadrami z wodą i je podlewają! byłam w szoku, gdy się o tym dowiedziałam :)), Ci wrócili nawet z pełnymi wiadrami. Ale my nie aspirujemy do otrzymania tytułu zbieraczy roku, więc zadowoliliśmy się tym marnym łupem, który był naszym udziałem. Mianowicie podgrzybki sztuk siedem :) Dobra, dobra, już się tak nie śmiać :) W tym całym grzybobraniu w naszym wykonaniu i tak nie o pełne wiadra tak naprawdę chodzi, chociaż oczywiście zawsze się z nich cieszymy i jesteśmy z nich dumni :)

W tym roku wybraliśmy się tam gdzie zawsze, ale jednak miesiąc później, bo zwykle jeździliśmy w połowie września. Być może to miało znaczenie, pogoda też chyba grzybiarzom ostatnio nie sprzyja. Ale muszę przyznać, że ten sam las w tym roku wyglądał nieco inaczej niż w latach ubiegłych... Uderzyły mnie dwie rzeczy - po pierwsze absolutna cisza, po drugie więcej przestrzeni.
Bardzo lubię leśne odgłosy w postaci szumiących drzew, opadających liści i igieł, śpiewu ptaków, trzaskających gałęzi. Na grzyby nigdy nie jeżdżę sama, ale zawsze się rozdzielamy i jest moment, kiedy jestem sama. Lubię się wtedy zatrzymać i skupiać swoją uwagę na każdym, najmniejszym szeleście... Uspokaja mnie to, relaksuje a jednocześnie w jakiś sposób ożywia oraz wprowadza w nostalgię. Dokładnie pamiętam, jak w ubiegłym roku, kiedy byłam w ciąży chodziłam sobie od drzewka do drzewka i uważnie nasłuchiwałam. Towarzyszył mi dzięcioł opukujący korę drzew, rozglądałam się za nim, aż w końcu udało mi się go odnaleźć i przez dłuższy czas nawet go śledziłam, dopóki nie uciekł gdzieś poza zasięg mojego wzroku a później i ucha. Spacerowałam sobie nieśpiesznie, raz po raz schylałam się po jakiegoś grzyba i rozmyślałam o tym, czy za rok też uda mi się tu przyjechać. I co w tym czasie będzie robiło moje dziecko...
Dziecko zostało z dziadkami i najpierw się bawiło, potem trochę jęczało, a wreszcie poszło spać ;) A nam udało się pojechać, chociaż przyznaję, że było trochę inaczej. No właśnie, wracając do tego, co napisałam - w lesie było absolutnie cicho! Wiatru nie było, więc nie poruszał gałęziami, nie było słychać ani szumu ani szelestu. Wszystkie ptaki chyba już uciekły do ciepłych krajów albo nie chciało im się dziobów wyściubiać z dziupli, ale słowo daję, że nie słyszałam ani jednego. Było tak cicho, że gdy przystanęłam, to słyszałam kroki mojego wujka lub Franka, którzy zdążyli się już mocno ode mnie oddalić - w poprzednich latach było to niemożliwe. 
Poza tym odnosiłam wrażenie, że część drzew zniknęła i las się przerzedził :) Ale nie chodzi o to, że miała miejsce masowa wycinka,tylko chyba po prostu o tej porze roku roślinność jest uboższa. To jest dość naturalne, ale jakoś wcześniej na to nie zwracałam uwagi i dopiero teraz zauważyłam, że drzewa są gołe, że część wysokich traw zniknęła, z krzewów ostały się jeno patyki...

Inaczej trochę ten las wyglądał, był jednocześnie mniejszy i większy - ale nie potrafię racjonalnie wyjaśnić tego odczucia :) Inaczej też wyglądało to nasze grzybobranie. Przyznaję, że w tym roku od początku mi nie szło i może to przez to, że się wcześniej nasłuchałam, że grzybów nie ma, a jak wiadomo, siła autosugestii jest potężna. Ale rzecz w tym, że szłam, a moje myśli ciągle uciekały w innym kierunku, często niepożądanym przeze mnie. Niektórzy ludzie to potrafią być wkurzający nawet w takim momencie i nawet kiedy wcale nie są mi bliscy :)
Niemniej jednak uznaję ten wypad do lasu za udany. Mimo wszystko było przyjemnie. Nie tak dawno pisałam o tym, jak lubię las i to się nie zmieniło. Nawet mimo tego, że nie znalazłam żadnego grzyba, że mój las był jakby trochę nie mój, to miła to była odskocznia. A to też było ciekawe doświadczenie zobaczyć znajome miejsce w trochę innym (dosłownie) świetle.