*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 18 października 2013

Bez świętowania

W tym roku nie świętowaliśmy. Oczywiście złożyłam Frankowi życzenia urodzinowe, a dziś imieninowe. On mi wczoraj również. Prezenty też były, ale nastrojów do świętowania nie mamy na pewno. Moje imieniny i tak obchodzone są właściwie bardziej przez rodzinę Franka niż przeze mnie - wczoraj, kiedy Asystent stanął przede mną z czekoladkami i różą pomyślałam sobie, że chyba Dzień Kobiet jest i ja zapomniałam. Naprawdę! Dopiero po chwili spojrzałam w kalendarz i pamięć mi wróciła. 
Tak więc nie przeszkadza mi, że nie świętowaliśmy imienin. Ale żal mi trochę urodzin Franka. Okrągłych. Wydawałoby się, że powinny być obchodzone huczniej. Z drugiej jednak strony, on nie przywiązuje do tego takiej wagi i wcale mu to nie przeszkadzało, więc to trochę łagodzi mój żal.
I tak wczoraj o dziwo poczułam się nieco lepiej. Najpierw się rano wypłakałam, ale później było mi nieco raźniej, choć właściwie nie wiem dlaczego. Tyle dobrze. Ale i tak świętować ochoty nie miałam.
Być może w weekend uczcimy tę okazję. Przyjeżdżają teściowie, przyjeżdża mój wujek i dziadek. Ale nie wiem, jak to będzie, bo przyjeżdżają przede wszystkim pomóc nam w przeprowadzce. To znaczy rodzice Franka mieli i tak przyjechać - właśnie na nasze urodziny i imieniny, ale teraz już wiadomo, że przede wszystkim będziemy się przenosić.
Mamy już spakowaną większość rzeczy. Zostały nam ubrania, buty, kosmetyki i naczynia - czyli rzeczy, których po prostu cały czas używamy. Całą resztę przewieziemy jutro. W niedzielę byc może dowieziemy część tego, co jest potrzebne na bieżąco - a może już wszystko. Nie wiem po prostu od kiedy zamieszkamy w nowym miejscu. Umowę mamy od przyszłego piątku, ale klucze już dostaliśmy - więc możemy mieszkać, tylko będziemy musieli już za media płacić. Tak naprawdę wszystko zależy od tego, jak rozliczymy się z właścicielką obecnego mieszkania - musi nam oddać kaucję, oraz część opłaty za wynajem - proporcjonalną do przemieszkanych dni. Ale Franek chce uciekać jak najszybciej, więc pewnie jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, od poniedziałku już będziemy w nowym miejscu.
Mieszkanie to tak naprawdę nie jest aż tak wielkie zmartwienie (choć trochę też, ale o powodach tego innym razem) - zdecydowanie do przełknięcia. To praca cały czas mnie niepokoi. Właściwie myślę, że musimy liczyć się z tym, że Franek do końca roku nie popracuje i już w listopadzie dostanie wypowiedzenie. Po L4 poszedł w poniedziałek do pracy i chociaż wytrzymał, to plecy go bardzo bolaly. Zapewne trochę ze względu na niedoleczenie, ale w dużej mierze też z powodu stresu. We wtorek wstał do pracy bardzo zestresowany. Nie widziałam go jeszcze nigdy w takim stanie. Plecy bolały go tak bardzo, że w końcu zadzwonił do pracy, że nie da rady przyjść i musi iść do lekarza. 
Lekarz dał mu skierowanie na RTG i do neurologa. Dodał też, że to jest poważna sprawa i dziwi się, że Franek miał zwolnienie tylko na tydzień (to był inny ortopeda niż ostatnio) - i że w ogóle nie powinien był iść do pracy w poniedziałek, bo mógł bardzo pogorszyć sprawę. Franek zwolnienie ma do 29 października. Wychodzi na to, że w tym miesiącu będzie w pracy trzy dni. Prezes był bardzo uprzejmy i wyrozumiały. Mówił Frankowi, że zdrowie jest najważniejsze i że ma się nie przejmować. Ale cóż... Nie zdziwi nas, jeśli 30 wręczą Frankowi wypowiedzenie. Myślę, że to bardzo prawdopodobne. 
Zresztą sama nie wiem, co mnie bardziej martwi - świadomość tego, czy może fakt odwlekania nieuniknionego, bo przecież od stycznia i tak tej pracy nie będzie, a do tego czasu Franek osiwieje z powodu stresu, a ja razem z nim.

Nie chcę jęczeć tu i marudzić. Nie lubię tego, ale po prostu trudno jest mi znaleźć ostatnio powody do radości. A jeszcze trudniej jest przecież pisanie wesolutkim tonem o tym wszystkim, co powyżej, skoro wesoło wcale nie jest.
Dalej jestem rozdarta jeśli chodzi o pisanie. Umówmy się, że nie będę się ani zarzekać ani niczego obiecywać.