*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 17 lipca 2012

To nie był dobry pomysł

Tak sobie pomyślałam dzisiaj rano, kiedy wstawałam z ciężką głową. Kac to zdecydowanie za dużo powiedziane, ale byłam niewyspana i po prawdzie chyba jeszcze nawet nie do końca trzeźwa :))
Wczoraj spotkaliśmy się z Franka kolegami (zawsze używam tego sformułowania w stosunku do nich, a przecież od dłuższego już czasu to także moi koledzy :), ale niech tak zostanie) i daliśmy im zaproszenia.

Umówiliśmy się dopiero o 20, a jeden z chłopaków miał dotrzeć dopiero po 22, kiedy ja miałam być już dawno w domu. Nie chciałam za długo siedzieć, ale jednocześnie chciałam się z nim spotkać. Miało być tak, że mnie chłopaki po dziesiątej odwiozą do domu a potem jeszcze sobie gdzieś pójdą na piwo. Ale stało się inaczej, bo kupiliśmy po piwku i siedzieliśmy sobie w parku. Zrobiło się tak fajnie, że jakoś nie chciało mi się wracać a po drugim piwie to już w ogóle wydawało mi się, że to żaden problem, że na drugi dzień idę do pracy :P Wróciliśmy dopiero około 2, a pobudkę miałam już jak zwykle o 6. Jak na złość na dworze lało, a o jeździe samochodem do pracy nawet nie mogłam myśleć. Cóż, chciałaś siedzieć, to teraz za to płać :) Frankowi się mnie nawet szkoda zrobiło (on ma dziś pierwszy dzień krótkiego urlopu) że muszę iść do pracy, wstał (mimo, że się wcale lepiej ode mnie nie czuł) poszedł po bułki i zrobił mi śniadanie.

Samochód odpadał, rower odpadał, nawet autobus odpadał, bo się okazało, że w wakacje nie kursuje. Musiałam końcówkę trasy pokonać na piechotę - szłam sobie w tej ulewie, w błocie i z nadal ciężką głową, myśląc, że to będzie dłuugi dzień. Choć tylko w przenośni, bo faktycznie zamierzałam wyjść tak ze dwie godzinki wcześniej.
Bo ja, drogie Panie, również od jutra mam urlop :) Krótki, bo krótki, ale czasami nawet trzy dni wystarczą na regenerację. Zła jestem jednak na pogodę, bo ma być zimno, a my chcieliśmy pojechać na te parę dni nad morze :( I znowu nam się nie uda pod namiotem wylądować, tak jak rok temu. Trudno... Staramy się mimo wszystko myśleć pozytywnie. W końcu rok temu też lało przez całą podroż, a jak już dotarliśmy to słońce wyszło jakby specjalnie dla nas.
Zdecydowaliśmy jednak, że pojedziemy dopiero w czwartek. Środę poświęcimy na załatwianie niektórych spraw - w tym szukanie garnituru ślubnego dla Franka. I będziemy się delektować naszym wspólnym urlopem - pierwszym od września. I ostatnim przed wrześniem :) A na długi urlop musimy jeszcze poczekać do października. Nie narzekamy. Teraz zamierzamy wypoczywać i świętować - wszak jest kilka okazji :)

A Franek chyba coś knuje dla mnie, bo jest bardzo tajemniczy i kazał mi za bardzo nie wypytywać. Powiedział, że niedługo się dowiem. Kiedy jednak trochę wypytywałam, czego tak szuka - bo powiedział, że już w trzecim sklepie szuka tego, co kiedyś widział, a teraz tego nie ma - odpowiedział mi, że chodzi o taki specjalny płyn do kibelka :D Ale nie jestem pewna, czy to na pewno to na myśli :P Po pierwsze za szybko skapitulował, po drugie jakoś mi to nie pasuje na niespodziankę dla mnie. Ale któż to wie? Może naprawdę kombinuje dla mnie ten płyn :P