*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 20 sierpnia 2014

Nie tylko pieniądze są ważne...

...chociaż jestem zdania, że tak można mówić pod warunkiem, że jest się w jakiś sposób zabezpieczonym finansowo.
Wiem, że sytuacja może nie jest najgorsza. I właśnie nie chodzi o pieniądze - przynajmniej na razie, bo wiem, że jestem w miarę zabezpieczona. Dostanę odprawę, bonus od firmy i ekwiwalent za niewykorzystany urlop. Łącznie to będzie naprawdę bardzo duża suma, odpowiadająca mniej więcej mojemu wynagrodzeniu za osiem miesięcy (a przy przeprowadzce dostałam podwyżkę 100%). Poza tym jeśli wszystko pójdzie dobrze otrzymamy pieniądze za urodzenie dziecka z polis na życie, które mamy i to będzie kilka tysięcy.
Poza tym dzwoniłam dzisiaj do ZUSu - dowiedziałam się, że niezależnie od tego, czy jestem na zwolnieniu lekarskim przysługuje mi zasiłek w wysokości zasiłku macierzyńskiego, a później mogę ubiegać się o urlop macierzyński. Pytałam kilka razy i facet na infolinii zapewniał mnie, że jeśli przedstawię wymagane dokumenty (m.in świadectwo pracy, w którym będzie napisane, że firma została zlikwidowana), to nie muszę przedstawiać żadnego zwolnienia lekarskiego. Poza tym, jesli dobrze wszystko zrozumiałam, to będą świadczenia w wysokości 100%, czyli chyba będę otrzymywać przez ten czas normalne wynagrodzenie. To samo usłyszałam od mojej szefowej, ale ona jeszcze się będzie dokładnie o to dowiadywać u naszego prawnika a potem nawet w razie potrzeby da mi na niego namiary, żebym dopytała. A zamierzam wszystko dokładnie zbadać, bo wiadomo, że z tym całym ZUSem różnie bywa...

Więc nie chodzi o pieniądze. Nie boimy się tego, bo Franek też zarabia i chociaż z jego pensji nigdy nie dalibyśmy rady tu wyżyć, to mamy oszczędności i właśnie to wszystko, o czym wspomniałam. Moi rodzice też zadeklarowali, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to będą mogli nam opłacać mieszkanie lub opiekunkę do dziecka. Ale na razie z tej pomocy na pewno korzystać nie będziemy musieli. 
Cieszę się, że przynajmniej takie zmartwienie nam odchodzi, bo przecież pieniądze są bardzo ważne.

Ale chodzi po prostu o to, że zostałam bez pracy :( I będę musiała się z tym mierzyć przez kolejne kilkanaście miesięcy. Jestem przerażona tym, że wypadnę z rynku pracy i nie będę miała do czego wracać, boję się, jak pracodawcy będą patrzyć na moją przerwę :( Pomijam już nawet to, że tak dobrej pracy to nie znajdę nigdzie, ale ja po prostu mam autentyczne obawy, czy w ogóle będę w stanie coś znaleźć.
A przede wszystkim nie wyobrażam sobie siedzenia w domu aż do rozwiązania :( Wiem, że niewiele osób mnie zrozumie - zwłaszcza w dobie przechodzenia na zwolnienie lekarskie tylko dlatego, że jest się w ciąży. Ja nie miałam najmniejszego zamiaru iść na L4, chciałam pracować do samego końca - chyba, że z moim zdrowiem wydarzyłoby się faktycznie coś niedobrego. Nie chcę tu nikogo urazić i nie wnikam w niczyje decyzje, ale ja po prostu nie rozumiem, dlaczego tak wiele kobiet decyduje się na zwolnienie, jeśli nie ma ku temu wskazań medycznych. Dla mnie siedzenie przez cały dzień w domu jest czymś niewyobrażalnym. A teraz będę musiała się właśnie z czymś takim zmierzyć i naprawdę sama myśl o tym mnie całkowicie przygnębia :( Zawsze byłam zabiegana i zawsze potrafiłam świetnie zagospodarować cały swój dzień.Bardzo lubiłam swoją pracę i tak naprawdę kombinowałam, jak pogodzić narodziny z dziecka z tym, żeby nie wypaść z obiegu całkowicie i cieszyłam się, że w razie czego mogę pracować z domu.
Boję się, że bez pracy wpadnę w jakąś depresję :(

Poza tym jestem załamana tym, że znowu nam się nie udało! Znowu wydawało się, że upragniona stabilizacja jest w zasięgu ręki, pragnęliśmy tego, żeby w końcu móc żyć choć trochę spokojniej z "normalnymi" problemami, a nie wiecznym niepokojem o to, jak będzie wyglądało nasze życie za miesiąc. A tymczasem można powiedzieć, że znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. Znowu nie wiemy co dalej z naszym życiem i nie możemy podjąć wielu decyzji.
Chodzi o brak poczucia bezpieczeństwa, który ciągle mi doskwiera.
Jest mi przykro ze względu na Franka. On jest ze mną całym sobą w tej sytuacji, ale jest mi przykro, że przeze mnie ma tyle zmartwień. Czuję się trochę jakbym go zawiodła. W ogóle jakbym zawiodła wszystkich.
Jest mi z tym wszystkim bardzo, bardzo źle. Tak bardzo, że nawet trudno mi to opisać. Pewnie wiele osób mnie nie zrozumie, ale pamiętajcie o tym, że cudze problemy zawsze wydają się mniejsze. A dla mnie brak pracy jest w tym momencie czymś, co mnie po prostu przerasta. Zwłaszcza, że od dłuższego już czasu ciągle borykamy się z jakimiś niepowodzeniami i przykrymi informacjami - o połowie z nich przecież nawet tu nie wspominałam...