Ogólnie to mam doła
Masakrycznie głębokiego. A wszystko przez moją głupotę. Kuzwa, puknąć
się tylko w ten durny łeb… Co takiego „mądrego” zrobiłam?? Poszłam do
wróżki
Durna. A tak się zawsze zarzekałam, że nie pójdę. Że nie wierzę w to i
w ogóle zawsze mówiłam, że nie pójdę, bo boję się, że powie mi coś
złego a ja w to uwierzę i przez to się sprawdzi… I kurde poszłam. No po
cholerę?? Teraz mam strasznego doła. Naprawdę. Po prostu powiedziała mi
nie to, co chciałam usłyszeć. Bo oczywiście chciałam usłyszeć, że z
Frankiem będziemy żyć długo i szczęśliwie… A ona mi na wstępie
powiedziała: „Mężczyzni, sprawy uczuciowe – byk, waga, koziorożec – tym
panom już podziękujemy. To jest taka sprawa, że fajnie się zaczyna, ale
głupio kończy. To taki związek na rok, dwa. Potem jest tak, ze może
nawet i zaręczyny, a po nich się wszystko wali”


Franek jest wagą. I kuźwa dlaczego ja mam doła, przecież w takie rzeczy się nie wierzy

Na razie nie mam siły więcej pisać. Może się później odezwę.