*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 29 marca 2011

Szok termiczny.

Hola chicas!
Ya estoy de vuelta con mi cuerpo, pero con mi alma todavia estoy en Espana!
Jestem, wróciłam! Chociaż duchem cały czas pozostaję w Andaluzji… Teraz chciałam się tylko zameldować. W planie miałam zamieścić kilka zdjęć, ale mój aparat zastrajkował i postanowił się teraz rozładować, więc być może w kolejnej notce…
Wróciliśmy dzisiaj w nocy, ale niestety ostatni dzień mojego urlopu spędziłam dość aktywnie i w biegu, nie miałam ani chwili, żeby zajrzeć na blogowisko. Obawiam się, że to tylko przedsmak tego, co czeka mnie w kolejnych dniach… A więc na razie pokrótce: było wspaniale! Udało mi się naprawdę zrelaksować. Dni spędzaliśmy spacerując po hiszpańskich uliczkach, przysiadując raz po raz na ławce pod palmą, aby rozmasować obolałe stopy… Delektowaliśmy się andaluzyjskim słońcem i zapachem kwitnących pomarańczy. Brak mi słów, aby opisać, jak się czułam błądząc po starówce Sewilli i snując się po Cordobie, do której wróciłam znowu po kilku latach… Nie da się chyba opisać tej beztroski jaką odczuwałam siedząc na plaży w Maladze i trudno wyrazić smutek, który dopadł mnie samolocie do Wrocławia i wycisnął z moich oczu łzy…
Cóż mogę powiedzieć po powrocie? Ale tutaj zimno!!! No coś strasznego. Ja wiedziałam, że lata w Polsce jeszcze nie będzie, ale przyznaję się bez bicia, że myślałam, że będzie cieplej. W Hiszpanii tylko w sobotę było trochę chłodniej (21 stopni), a w pozostałe dni delektowaliśmy się słońcem i wysoką temperaturą. Wyobraźcie sobie jak się poczułam wczoraj lądując na zimnym polskim lotnisku, po tym, jak jeszcze osiem godzin wcześniej siedziałam na plaży w pełnym słońcu…
Oj żal, żal, że już wróciliśmy… Franek ma jeszcze jutro dzień wolny, ja wracam do pracy jeszcze na ostatnie cztery dni. Mam Wam bardzo dużo do opowiedzenia i mam nadzieję, że znajdę na to wszystko czas. Do napisania więc.
A dzisiejsza notka sponsorowana jest przez sangrię, którą się nieco upiłam. Niestety tylko nieco, bo Franuś pilnuje, żebym nie przesadziła, bo jutro rano jadę do pracy samochodem.. Obiecał mi jednak, że jutro będę piła znowu ;)
Ps. Znacie mnie już trochę, więc chyba wiecie, że żadnego komentarza pod poprzednimi notkami nie zostawię bez odpowiedzi, tylko proszę o chwilkę cierpliwości :)