*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 20 lipca 2011

Nie damy się pogodzie.

  Niełatwo się wraca po przerwie. Jakoś tak dziwnie mi, że nie piszę już kilku notek tygodniowo, z drugiej strony dziwnie mi na myśl o tym, że miałabym tak po prostu usiąść i napisać o byle czym :) Czyżbym wyszła z wprawy? Całkiem możliwe. W każdym razie, czuję, że jest szansa na to, żebym znowu wróciła do blogowania ;) Nie mówię jeszcze „hop”, bo już ostatnio kilka takich zapowiedzi miałam, a potem nic z tego nie wychodziło, ale teraz czuję, że jest inaczej. Pomijam to, że nareszcie powoli nadrobiłam moje zaległości w świecie realnym, a więc jest i szansa na te w wirtualnym :) Ale przede wszystkim czuję znowu tę chęć do pisania, jaką odczuwałam zawsze, czuję, że chcę usiąść i sformułować jakoś moje myśli, refleksje, czy odczucia. Widzę więc już światełko w tunelu :) Najtrudniej jest mi nadrobić zaległości u Was. Niby zaglądałam, starałam się czytać, choć odpuszczałam już komentowanie, ale wiem, że nie jest tak jak kiedyś. W ogóle chyba przyszedł czas na porządek w linkach, poznałam kilka nowych blogowiczek, z drugiej strony zauważyłam, że są też takie, które już do mnie nie zaglądają, ja do nich też rzadko, ale chyba nawet za nimi nie tęsknię. Ten mój przedłużający się kryzys blogowaniu spowodował, że trochę myślałam o tym świecie wirtualnym i doszłam do kilku wniosków. Cóż, blogowisko również ewoluuje, a my razem z nim.. Pożyjemy, zobaczymy, tym razem już niczego nie obiecuję, mam tylko nadzieję, że wszystko wróci do starej normy :))
A tymczasem pogoda mnie dzisiaj zdenerwowała. Obudziłam się rano w tym ciemnym, mokrym, szaro-burym świecie, zła, bo miałam zamiar jechać rowerem do pracy. Kiedy wychodziłam z domu, jeszcze padało, ale powiedziałam sobie, że żadna głupia pogoda nie będzie mi krzyżować planów ;) Gdy dojechałam do wypożyczalni rowerów mżyło, a kiedy już sobie wybrałam rower, rozpadało się na dobre. Ale dzielnie jechałam – kaptur na łeb, parasol w rękę i jechałam sobie powolutku. Najważniejsze, że dojechałam ;) I nawet nie byłam jakoś bardzo mokra. Nie dałam się więc pogodzie, ale ważniejsze, żebym się jej nie dała także w weekend… Już od dawna planowaliśmy z Frankiem, że sobie wyjedziemy gdzieś razem w tę sobotę i niedzielę… Chcemy się wybrać nad morze. Bardzo bym chciała, żeby było ładnie. Nie musi być to nawet pogoda wymarzona na plażę, wystarczy, żeby nie padało i trochę słoneczka się pokazało. Pożyczyłam nawet namiot od wujka na tę okazję. Franek zaraz wraca z pracy i będziemy robić próbę generalną – znaczy się, będziemy „rozbijać” namiot w domu, żeby sprawdzić, czy ma wszystkie rurki i w ogóle, czy będziemy potrafili to zrobić, bo chyba żadne z nas specjalnie się na Robinsona nie nadaje :P

Jakiś czas później:
No, namiot już stoi. Nawet nam szybko poszło. Szkoda, że nie możemy go teraz przetransportować w tej postaci :)) W takim razie teraz tylko trzymamy kciuki za pogodę. W ostateczności… zawsze możemy przespać się pod namiotem w domu :P