*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 21 października 2009

Coś więcej niż kryzys.

Hmm, co właściwie napisać? Na ten temat nie miałam pisać nic. Ale trudno pominąć milczeniem coś, co stanowi jedną z najważniejszych części mojego życia. Ale nie wiem co napisać. Nie wiem co sądzić. Nie wiem co będzie dalej. Trudno to nawet nazwać kryzysem. Bo nie wiem, czy to  nie coś więcej.
Można powiedzieć, że problem tkwi we mnie, bo pewnie, gdybym przeszła nad tym do porządku dziennego i olała sprawę, wszystko byłoby ok. Taki już właśnie jest Franek. On myśli, że to, że będziemy razem jest najoczywistszą z oczywistości i nic nie jest w stanie tego zmienić. Nieważne są inne sprawy, nieważne są kłótnie, nieważne są jego czy moje (choć częściej jego) wybryki. A ja tak tego nie widzę. Bo choć wydaje mi się przesądzone to, że będziemy razem, nie umiem zaakceptować niektórych rzeczy. Nie umiem tego olać. Nie umiem odpuścić. Poczułam się bardzo zraniona, oszukana i zignorowana. A najgorsze jest to, że on oczywiście nie widzi nic złego  w swoim postępowaniu. To ja jestem ta zła, bo się czepiam. I nie odbieram telefonu.
Zawsze jestem zwolenniczką rozmów. Ale wczoraj rzeczywiście nie chciałam rozmawiać. Nie chciałam, żeby mnie zaraz udobruchał. Chciałam, żeby wiedział, że coś jest nie tak. Z jednej strony cieszyłam się, że jednak dzwoni. Z drugiej nie chciałam mieć z nim kontaktu. Długo tak nie umiem wytrzymać. Na smsa z zapytaniem, czy się dobrze bawię, odpisałam, że wcale. I że porozmawiamy dzisiaj. Dzisiaj rozmawiałam tylko chwilę. O godzinie, która dla mnie jest już zaawansowanym porankiem, dla niego środkiem nocy. Nie, to nawet nie była rozmowa. Raczej badanie gruntu. Ale niewiele z niego wyniknęło i nie wiem, co będzie dalej.
Po czym poznaję, że to poważna sprawa? Bo nie płaczę. Ja jestem beksa i ryczę prawie codziennie. Każda głupota jest w stanie doprowadzić mnie do łez. A kiedy mam poważne zmartwienie coś mnie zatyka. Łzy, nawet jeśli się pojawią, szybko znikają…