*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 3 listopada 2010

Jeszcze o Wszystkich Świętych.

Ja wiem, że to już było i pewnie część z nas żyje tak szybko, że zupełnie zapomniała już o tym dniu i pędzi dalej :) Ale ja chciałam jeszcze napisać kilka słów na temat poniedziałkowego święta. Nastroiła mnie tak dzisiejsza wieczorna wizyta na cmentarzu u dziadków Franka… Napisałam tę notkę i stwierdziłam, że może będzie na-za-rok, ale potem pomyślałam, ze kto wie, czy jeszcze będę bloga pisać:P

Jest wiele osób, które nie lubią dnia Wszystkich Świętych. Ja natomiast muszę przyznać, że mnie to święto kojarzy się dość dobrze. Mimo, że na pierwszy rzut oka podstawowym skojarzeniem z pierwszym listopada jest śmierć i trudno mówić o tym dniu jako radosnym, ja mam raczej pozytywne odczucia.
Różnie bywało, kilka razy Wszystkich Świętych obchodziliśmy w cieniu naszych rodzinnych smutków. Jakoś tak się złożyło, że większość bliskich mi osób z rodziny chorowała bądź umierała jesienią i zimą.Jedna babcia po długiej chorobie zmarła dwa tygodnie po Wszystkich Świętych, druga w listopadzie była już w zaawansowanym stadium choroby i przed końcem roku również odeszła.  Całkiem niedawno moja mama była w tym czasie świeżo po operacji. Natomiast kilkanaście lat temu moja prababcia w ostatnich dniach października szykowała kwiaty i znicze z zamiarem zapalenia ich na grobie swojej synowej. Nie zdążyła, zmarła nagle 31 października.
A jednak, mimo tych przykrych zdarzeń w okolicach tego święta, jest ono według mnie jakieś… ciepłe. Kiedy byłam mała i kiedy lampiony nie były jeszcze powszechne a na grobach zapalało się odkryte znicze, lubiłam biegać z patyczkiem, maczać go w różnych zniczach i tworzyć w ten sposób kolorowe kulki z wosku. Poza tym wtedy jeździliśmy tylko na jeden ważny dla nas grób, zatrzymywaliśmy się zawsze u babci, którą odwiedzaliśmy tylko przy okazji dłuższych świąt. Tak zapamiętałam Wszystkich Świętych z czasów mojego dzieciństwa.
Dziś wszystko wygląda inaczej, nawet zapach na cmentarzu jest inny. A ja nadal lubię to święto. Za jego refleksyjny nastrój, za wspomniane wcześniej ciepło, za piękno wewnętrzne i zewnętrzne, bo przecież cmentarze bardzo się zmieniają tego dnia i są naprawdę piękne. Poza tym, jak wiecie, jestem bardzo rodzinna. A to jest jedyny czas w roku kiedy w ciągu kilku dni lub nawet godzin, spotykam niemal całą swoją rodzinę. Niektórych krewnych widuję tylko raz w roku – właśnie w listopadzie. Nie są mi jakoś szczególnie bliscy, a jednak miło się spotkać od czasu do czasu.
Najważniejsi tego dnia są oczywiście nasi bliscy zmarli. I o tym nie należy zapominać. To wszystko – te kwiaty, znicze, spotkania rodzinne – nie miałoby znaczenia, gdyby nie fakt, że w ten sposób czcimy właśnie pamięć naszych bliskich, którzy odeszli. Przyznaję, że na co dzień nie zawsze mam czas, żeby o nich pamiętać. Cieszę się więc, że jest taki dzień, który mogę poświęcić przede wszystkim pamięci o nich. Wieczny odpoczynek racz im dać Panie… [*]