*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 7 grudnia 2011

Witam w grudniu!

No to wywołałam wilka z lasu ostatnią notką :) Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że zaraz następnego dnia wszystko dookoła mnie oszalało i zaczęło się dziać tyle, że ledwo ogarniałam? Głównie dotyczy to sytuacji w pracy – cóż, ostrzegano mnie, ze w grudniu dużo się dzieje, bo wszystkie akcje ruszają pełną parą. Ale nikt już nie ostrzegał, że jak na złość Współpracownica będzie musiała odpuścić jeden dzień w pracy z ważnych powodów rodzinnych a Pan Magazynier zachoruje! Do tego jeszcze kilka innych niespodzianek i popłynęliśmy w poprzednim tygodniu. Na szczęście od poniedziałku ogarnęliśmy nieco sytuację i wyszliśmy na prostą (odpukać!) – mam nadzieję, ze tak już zostanie, niezależnie od tego, że intensywność sprzedaży na pewno nam nie spadnie.
Przyznaję, że byłam ostatnio wykończona i wiecznie w biegu. To nie działa na mnie dobrze – najbardziej doskwierało mi to, że nie mam żadnego wpływu na to, co się dzieje i nic nie mogę zrobić, aby poprawić sytuację. Kiedy tak tracę kontrolę, a przede wszystkim, gdy nie mam czasu na ogarnianie wszystkiego dookoła mnie, jakoś tak szybciej się dołuję. Cieszę się więc, że aktualnie sytuacja wygląda na opanowaną (mam nadzieję, że to nie kolejny wilk! :))
A tak poza tym – wszystko świetnie :) Franek nadal Kluseczkuje i nadal kochamy się jak dwa aniołki. Czas leci szybko, co mnie cieszy, bo święta coraz bliżej. Uwielbiam grudzień w tegorocznym wydaniu! Naprawdę! I podkreślę, że ja wcale nie potrzebuję śniegu, żeby poczuć świąteczną atmosferę! Święta to święta i już, niezależnie od pogody :) Oj, jakże bym była szczęśliwa, gdyby tegoroczna zima tak wyglądała aż do wiosny :) Ale nie byłabym sobą, gdybym nie zauważyła, że jak zwykle ludzie zdumiewają mnie swoim malkontenctwem – w zeszłym roku w grudniu napisałam notkę, że ludzie narzekają na śnieg i „nagły” atak zimy. Tym razem mogłabym napisać o tym, jak to wiecznie niezadowoleni marudzą, że zimy nie ma :) Ech, no nie dogodzisz.
Tak ogólnie cieszę się, że mamy już grudzień. Zawsze mi się dobrze kojarzył ten miesiąc – święta, koniec roku, nowy początek… Lubię po prostu ten czas i już. Chociaż muszę przyznać, że ilość pracy, która nieco mnie przytłoczyła, delikatnie mi ten grudzień zbezcześciła, ale dam sobie radę i z tym :)