*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 13 stycznia 2009

Pokarało :(

*** by to wszystko strzelił do jasnej Kunegundy!!!! No to sobie przeszarżowałam :( Taka dumna chodziłam, że ostatni raz chora to ja byłam w trzeciej klasie liceum! Oczywiście mówię o takiej chorobie, gdzie temperatura przekracza 38 stopni. Bo jak jest jakiś katarek, to nawet go nie zauważam, jak mnie boli gardło to idę na lody. Jak jest stan podgorączkowy to biorę jakąś tabletkę i po sprawie. I zawsze żyłam! Nigdy się nad sobą specjalnie nie trzęsłam przy jakichś tam dolegliwościach. (A propos, moje poglądy na ten temat doskonale rozumie autorka tego artykułu:
http://ft.onet.pl/12,19574,chlodne_spojrzenie_na_problem_kataru,artykul.html
) I nigdy się specjalnie nie obawiam że coś mnie dopadnie. Wychodzę z założenia, że nie mogę chorować to i nie choruję. No i się przeliczyłam :( Tydzień temu odwiedziłam kuzynkę i kuzyna Franka. Oboje byli lekko przeziębieni, ale co tam. Pojechałam do domu a tam tata przez trzy dni z gorączką 39 leżał. Siostra przyjechała właśnie po świeżo odbytej anginie a jej chłopak również miał temperaturę. No i siłą rzeczy w końcu mnie dopadł ten wirus wredny :(( Wczoraj w pracy strasznie bolała mnie głowa. Ale wzięłam dwa ibuwiecieco i po sprawie. Wieczorem miałam lekki stan podgorączkowy. Wzięłam dwa griwieciecoxy i… nie było po sprawie. Położyłam się po 22 i nie mogłam zasnąć do 3:30. A o 6 wstałam do pracy. Byłam przekonana, że jak to zwykle bywa obudzę się rześka i zdrowiutka. Niestety stan podgorączkowy nadal się utrzymywał, a co gorsza moja głowa ważyła jakieś 50 kg i wszystkie mięśnie tak mnie bolały jakbym wczoraj była na jakimś super intensywnym aerobiku. A nie byłam. Jednak nadal miałam nadzieję, że przyjdzie do mnie jakaś pani i powie „jak to, nie brałaś griwieszcoxu??” I za chwilę nastąpi cudowne ozdrowienie. Nic bardziej mylnego. Przyszłam do domu i 38,5 C :( No i co ja mam zrobiiiić? Ja mam hiszpański za dwie godziiiinyyy. A wszyscy mi mówią, ze mam nie iść. A jutro do pracy muszę iść. To znaczy niby nie muszę, ale mam pracuję na umowę zlecenie i nie mam L4 a poza tym mam płacone za godzinę :( I w ogóle mam trochę roboty. A najgorsze, że w ten weekend mam zajęcia i aż dwa kolokwia i jak mam się uczyć jak mnie tak wszystko boooliiii :( Ja nigdy nie opuszczam hiszpańskiego! Ja zawsze chodzę do pracy! Buuuu :( I jeszcze Franek mi mówi, że mam iść do lekarza. Ale ja nie chodze z takimi pierdołami do lekarza :(