*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 5 września 2009

Końca nie widać.

Uwaga! Atak paniki! Oddycham, ale nie pomaga. Nachodzą mnie czasami takie momenty, kiedy sobie obmyślam strategię i nagle widzę, że – nie ma bata! Nie zdążę! I właśnie mnie naszło. Siedziałam dzisiaj od rana. Przez parę godzin szukałam różnych źródeł w internecie. Trochę poczytałam. Na chwilę obecną mam rozpoczętą siódmą stronę – 2691 słów, można powiedzieć, że połowa pierwszego rozdziału. Niby powinnam być zadowolona, taki był plan. A zamiast tego się denerwuję. Bo czy ja będę w stanie do końca grudnia napisać całość? Nie wiem w zasadzie nawet kiedy jest obrona, pewnie tak pod koniec stycznia będę musiała oddać pracę, ale jeszcze muszę mieć czas na poprawki. Pracę piszę na temat, który dopiero pod koniec dwudziestego wieku zainteresował różnych krytyków literackich, więc źródeł nie ma tak dużo. Dużo czasu poświęcam na samo szukanie. A przecież jeszcze chcę trochę pożyć! Przejść się na aerobik, spotkać ze znajomymi, poczytać, obejrzeć Na Wspólnej… Dobrze, ze w tym semestrze prawdopodobnie zajęcia będę miała tylko w sobotę. Zawsze zostaje niedziela na pisanie. Albo życie. W zależności od tego, jak będzie wyglądał tydzień :)
Dobra, dobra, nie dajcie się zwieść tym uśmieszkom, bo nadal jestem maksymalnie zdenerwowana i spięta. Jutro chcę napisać jeszcze jedną stronę, a wcale nie mam na to całego dnia, bo muszę wrócić do Poznania (tak się składa, ze jestem u rodziców). Buuu, będę płakać.
A teraz to chyba idę spać. Trzynaście godzin myślenia o Hester, która chce udowodnić, że jest kobietą z krwi i kości mnie wykończyło…
Staję się powoli monotematyczna… No ale cóż poradzić, skoro magisterka u mnie na tapecie. Najgorsze jest to, że nie przewiduję poprawy przez najbliższe pół roku. Najzwyczajniej w świecie końca nie widać. Panika totalna!