*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 5 stycznia 2011

Dwa tysiące dziesiąty w pigułce.

Sylwestra kocham za fajerwerki i szampana. Nowy Rok kocham za podsumowania i nadzieję :) Uwielbiam podsumowania, zwłaszcza te na początku roku. W zasadzie jestem chyba ostatnia, ale od czasu, gdy zaczęłam spędzać Sylwestra inaczej niż w domu z rodziną, zawsze się z tym spóźniam :) Czas mnie goni, ale zawsze chcę się do tego solidnie przygotować :) No więc zaczynamy…
Mówiłam, że ten rok będzie dobry? Mówiłam! :) I okazało się, że się nie pomyliłam. Rok 2010, w przeciwieństwie do wcześniejszego, był naprawdę wspaniały. I przełomowy – tak, jak przewidywałam. Wiele istotnych rzeczy się wydarzyło i w zasadzie mam problem z wyborem „wydarzenia roku”. Do nagrody w tej kategorii nominowane są:
1. moja obrona pracy magisterskiej i ukończenie studiów z piątką :)
2. rozpoczęcie przez Franka pracy w Zielonej Firmie
3. przeprowadzka i zamieszkanie z Frankiem
I prawdę mówiąc chyba nie odważę się wskazać tego jednego, najważniejszego wydarzenia, bo wszystkie w jakiś sposób się ze sobą wiążą i jest między nimi jakiś związek przyczynowo-skutkowy. Te trzy wydarzenia najbardziej zaważyły na moim życiu i były zwiastunem zakończenia pewnego etapu w życiu oraz rozpoczęcia kolejnego. Dodam, że są to bardzo pozytywne wydarzenia, które przyniosły wiele radości (oprócz oczywiście mnóstwa wątpliwości, jak w przypadku przeprowadzki :))

Poza tym rok 2010 obfitował w wiele innych wydarzeń, które mniej lub bardziej wpływały na moje życie:
1. Przede wszystkim jedna z moich porażek roku 2009 zamieniła się w sukces :) Bo w lutym otrzymałam informację z Instytutu Cervanteza z Hiszpanii, że egzamin DELE jednak zdałam! Łosie pomyliły się w liczeniu punktów :/
2. Pod koniec kwietnia zrobiłam sobie krótkie wakacje i poleciałam do moich koleżanek do Irlandii. Spędziłam tam kilka wspaniałych dni i totalnie się zrelaksowałam. Tak przy okazji – jedna z tych koleżanek była na święta w Polsce, odwiedziła mnie przed wczoraj i zaprosiła mnie i Franka – tym razem do Hiszpanii, bo teraz z powrotem tam stacjonują :)
3.W maju zaczęłam rozprawiać się z jednym z demonów przeszłości. Ostatnie starcie miało miejsce 17 grudnia i mogę powiedzieć, że zwyciężyłam :) (szczegóły być może kiedyś…)
4. We wrześniu pojechaliśmy z Frankiem w moje ukochane Tatry… Spędziliśmy w Zakopanem naprawdę wspaniały urlop.
5. W październiku rozpoczęłam studia podyplomowe na Uniwersytecie Ekonomicznym.

Było też sporo drobiazgów, o których mimo wszystko chciałabym wspomnieć, tak „ku pamięci” :)
Wiem, że dla niektórych może to być nie do pomyślenia, ale z przyjemnością i sentymentem wspominam początek zeszłego roku, kiedy to Franek wyjechał na szkolenie w góry a ja zostałam w Poznaniu. Przez kilka dni mieliśmy prawie zerowy kontakt, ale to wszystko jakoś tak tylko zbliżyło nas do siebie. Franek wrócił jakby odmieniony i w naszym związku zaczęło się dobrze dziać, co było ogromną ulgą – zwłaszcza w kontekście tego, co działo się pod koniec roku 2009. Z ogromną przyjemnością wspominam także kilka epizodów w tym roku, takich jak wyjazd z Dorotą do Wrocławia na mecz Ligi Światowej, wizyta w SPA na masażu gorącymi kamieniami a także niedawna -moja pierwsza – wizyta u manicurzystki, kibicowanie piłkarzom podczas Mundialu, kilka czerwcowych dni spędzonych tylko z Frankiem w Miasteczku, przyjemnie spędzone moje urodziny, kupno pierwszego sprzętu AGD – pralki, weekend na działce u rodziny Franka, pierwsza rodzinna impreza u nas w domu i listopadowa wizyta moich rodziców w Poznaniu.

Na pewno w ciągu tych 365 dni zdarzyło się jeszcze więcej pozytywnych rzeczy, ale to są właśnie momenty, które najbardziej utkwiły mi w pamięci, i które z różnych powodów są dla mnie ważne – tym wszystkim był pisany mój rok 2010…

Oczywiście nie było tylko słodko, ale przyznam, że porażki roku chyba nie zaliczyłam… Za najgorszy miesiąc roku mogłabym uznać chyba kwiecień. Po części wpłynęła na to także sytuacja w kraju – pamiętacie chyba, jak bardzo przeżywałam katastrofę samolotu… Ale to nałożyło się też na gorszy okres w naszym związku i kilka innych spraw. Generalnie miesiąc upłynął pod znakiem dołka i rozterek emocjonalnych. Na szczęście zakończył się pozytywnie – moją wycieczką do Irlandii :) Poza tym zdrowotnie nie było najgorzej, chociaż początek roku kojarzy mi się z borykaniem się z silnym bólem pleców, a od marca użerałam się z naszą służbą zdrowia i byłam częstą pacjentką przychodni okulistycznych. Na szczęście skończyło się to w listopadzie i mam nadzieję, że zabieg zakończył sprawę. Na sierpniu cieniem położył się pobyt mojej siostry w szpitalu i chwila niepewności, ale mam nadzieję, że ta sprawa też już nie powróci…

Oprócz tego obniżenia nastroju w kwietniu, zaliczyłam jeszcze trzy poważniejsze dołki, jeden dzień poważniejszego kryzysu no i trochę lipcowych rozterek, które były wywołane drastyczną zmianą mojej sytuacji życiowej. Ale jak na 365 dni oraz 12 miesięcy, to chyba mieszczę się w normie :)
Za największą porażkę chyba mogłabym uznać brak nowej pracy. Na razie nikt mnie nie chce, pomimo wszystkich moich zalet :)) Ale ponieważ w mojej obecnej pracy nie jest źle, a wręcz bardzo ją lubię i jest mi tu wygodnie, staram się do tej kwestii podchodzić na luzie i mam nadzieję, że w końcu i na mnie nadejdzie czas i coś się zmieni w tej sprawie – ale tylko na lepsze :)

Blogowo ten rok obfitował w nowe notki (o ile się nie pomyliłam to 210) i nowe, wspaniałe znajomości. Z kilkoma „starymi” znajomymi zacieśniłam blogowe więzi. Zaliczyłam też chwilowy kryzys, chociaż chyba nigdy na serio nie pomyślałam o zaprzestaniu pisania :) Kilka razy zostałam doceniona przez Redakcję i moje notki znalazły się na tapecie. Nie prowadziłam licznika od 1 stycznia 2010, więc nie wiem, ile osób mnie przez rok odwiedziło, ale na dzień dzisiejszy statystyki przedstawiają się tak, że odwiedziło mnie 410778 osób, a komentarzy jest 27463. Za rok sobie odejmę i będę wiedziała, ile osób odwiedziło mnie w 2011 :)
Podsumowując – rok 2010 był bardzo udany i żal mi się z nim żegnać! Mam nadzieję, że ten kolejny będzie równie dobry, ale o tym już w następnym odcinku :)