*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 8 lipca 2014

Inny smak piłki.

Bardzo rzadko mi się to zdarza - żeby nie napisać, że nigdy - żebym z takimi odczuciami wracała z weekendu :( Żal mi, bo wiele rzeczy poszło nie tak, jak powinno.Z perspektywy czasu żałuję, że choć wiedziałam, czego się spodziewać, nie przygotowałam się na to lepiej, a wręcz nastawiłam się nieco negatywnie. Jestem zła na siebie i jest mi trochę przykro, mimo, że wszystko jest niby w porządku. Ale ja nie lubię po prostu takich sytuacji. Ech, muszę chyba zmienić temat.

O Mundialu jeszcze w tym roku nie było! A przecież zawsze przy takich piłkarskich okazjach ten temat się u mnie na blogu pojawia :)) A tu już mistrzostwa prawie się kończą, mamy półfinały a ja pół słowa nie wspomniałam. 
W tym roku Mundial ma inny smak. I to nie tylko dlatego, że nie ma smaku żółtego Reddsa, po którym nadal mam żałobę, ani nie dlatego, że nawet, gdyby Reddsa nadal produkowali, to i tak nie mogłabym go wypić. Swoją drogą - zawsze mówiłam, że jeśli kiedyś będę w ciąży to najbardziej będzie mi brakowało piwa! Dziewczyny (zazwyczaj w rodzinie Franka, bo tak poza tym, to nie mam za bardzo styczności z ciężarnymi), które miały już ciążę za sobą twierdziły, że w ogóle się o tym nie myśli i że gadam głupoty. Cóż, może one nie myślały! Ja piwo bardzo lubię i choć nie piłam z jakąś wielką regularnością, to denerwuje mnie, że teraz nie mogę ot tak, po prostu się napić i muszę zadowolić się niuchem z kufla Franka :) Pachnie bosko! :) Wracając jednak do mundialowego smaku -  doskwiera mi, że mecze są późnym popołudniem a teraz już tylko późnym wieczorem i to też powoduje, że nie jest tak, jak zawsze było, bo często drugą połowę oglądam już śpiąc :) Poza tym, nie było upałów, a te też zazwyczaj kojarzyły mi się z tym świętem piłki. Pomijam już to, że z tymi mistrzostwami już zawsze będzie mi się kojarzyła historia Wielkiej Brytanii, bo w 2006 roku to właśnie przy meczach uczyłam się na egzamin :) Zdałam na 5 ;) Śmiejemy się z Dorotą, że to dlatego, ze oglądałyśmy je bez głosu - w każdym razie tak właśnie doradziła Dorota swoim studentom, którzy tłumaczyli jej się z nieprzygotowania tym, ze oglądali do późna mecz :))
No inny smak ma ten Mundial. Ale to pewnie dlatego, że wszystko wokół mnie tak bardzo się zmieniło...

Niemniej jednak nadal lubię te mistrzostwa, mimo, że... Cóż, chciałoby sie napisać, że nie lubię piłki nożnej, ale nie wiem, czy to się nie wyklucza z tym pierwszym :D W każdym razie, przy żadnej innej okazji meczów nie oglądam, a Euro i Mundial tak. Myślę, że jestem pod tym względem wymarzoną żoną dla Franka, bo nie dość, że mu nie marudzę i nie jestem nadąsana, że ośmielił się obejrzeć mecz, to oglądam razem z nim - nawet jeśli przysypiając ;) Nie mam Frankowi za złe nawet tego, że piłkę kopaną ogląda także "poza sezonem" i na przykład w środy nie mogłam oglądać Bitwy o dom, bo leciała Liga Mistrzów :) Jak nietypowa niewiasta, mimo wszystko potrafię zrozumieć, że on po prostu lubi piłkę nożną (choć nijak nie potrafię zrozumieć za co :)) i cieszę się, że nie jest to jakieś fanatyczne uwielbienie :) A na czas mistrzostw czuję się nawet taka wtajemniczona i lubię to wspólne zasiadanie przed telewizorem albo wysyłanie Frankowi smsów z wynikiem, kiedy akurat musi być w pracy.

I jak zawsze, trochę mi szkoda, ze Mundial dobiega końca (chociaż oczywiście, gdyby odbywał się częściej lub trwał dłużej, to już nie byłby dla mnie atrakcją - żadnej Ligi Mistrzów ani rozgrywek ligowych nie oglądam ani się nimi nie interesuję), mimo, że te ostatnie mecze nie są z udziałem drużyn, za które trzymałam kciuki. O właśnie! To też właśnie świadczy o tym innym smaku niż zwykle! Wyjątkowo w tym roku niemal każda drużyna, za którą trzymałam kciuki przegrywała! Nie wiem, chyba straciłam swoją moc przynoszenia szczęścia :D