*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 15 lipca 2010

Dojazd.

Jak wiadomo, wszystko ma dwie strony. W pierwszych dniach na nowym miejscu oczywiście wszystko mi przeszkadzało i ciągle wydawało mi się, że coś jest nie tak. Ale ze względu na to, że wiedziałam, że jakiś czas, być może kilka najbliższych lat w tym miejscu spędzę, starałam się wyszukiwać jednak pozytywne strony każdej rzeczy, która mnie denerwowała. Najgorzej było z dojazdami do pracy no i dzisiaj o tym właśnie chciałam :) 

Jak wiecie, pracuję w dwóch miejscach u jednego pracodawcy. W miejsce A dojeżdżam dwa razy w tygodniu samochodem, w miejsce B jeżdżę trzy razy w tygodniu komunikacją miejską. Z mojego osiedla samochodem jeździłam około 15 minut do miejsca A, natomiast do miejsca B miałam doskonały dojazd – cztery minuty do przystanku, z którego tramwaj zawoził mnie w 19 minut bezpośrednio na miejsce. Z nowego mieszkania mam zdecydowanie bliżej do miejsca A – teraz ze spokojem dojeżdżam do pracy maksymalnie w 10 minut. Do tego nie ma korków – podczas gdy wracając na poprzednie osiedle bywało, ze pakowałam się w taki jeden od czasu do czasu. Tu za bardzo nie ma gdzie się korkować.
Niestety, z miejscem B nie jest tak łatwo – odległość niby taka sama, ale dojazd dużo gorszy. Owszem, jeżdżą tramwaje, ale musiałabym się przynajmniej raz przesiadać. Ale i tak najgorsze jest to, że do przystanku tramwajowego mam dziesięć minut (może się to komuś wydawać niewiele, jednak w porównaniu z tym jak blisko miałam w poprzednim miejscu zamieszkania, różnica jest kolosalna). Jeździ jeszcze autobus – w zasadzie zaraz spod mojej bramy. Tylko, że z ostatniego przystanku muszę się jeszcze przejść spory kawałek. Latem 10 minut nie przeszkadza, ale zimą… Jakoś tego nie widzę, zwłaszcza, że muszę dwa razy wchodzić i schodzić po schodach – już mam wizję jak minimum raz w tygodniu ląduję na tyłku :P

Tydzień temu po raz pierwszy jechałam do miejsca B z nowego mieszkania. Miałam pojechać autobusem, niestety tak się zdarzyło, że zaspałam (to jest możliwe tylko na nowym miejscu, przecież ja nie umiałam zaspać, nawet jak chciałam! :)), poszłam więc na tramwaj. Dojechałam do pracy po 53, słownie pięćdziesięciu trzech minutach! Byłam załamana. Do przystanku daleko, trzy razy się przesiadałam, do tego wszędzie musiałam czekać. Wierzcie mi, do pracy dotarłam totalnie zrezygnowana. Mimo tego, starałam sama siebie pocieszać, ze nie będzie tak źle, że jakoś sobie poradzę, że za to do miejsca B mam bliżej, więc to się wyrównuje i takie tam. No i jeszcze, że następnym razem spróbuję autobusem. 

Tak też zrobiłam. I muszę powiedzieć, że jestem zadowolona :) Autobus jak na razie zawsze jest punktualny (odpukać ;)), do tego nie jest zatłoczony i zawsze mam w nim miejsce siedzące – co powoduje, że komfort jazdy już jest dużo lepszy niż w tramwaju, którym jeździłam :) Jeździ przez ścisłe centrum, ale rzadko stoi w korkach. A nawet jeśli to przecież siedzę sobie i czytam książkę, więc w czym problem? :) Ostatni przystanek co prawda jest dość daleko od miejsca A, ale wykombinowałam sobie, że wysiadam jeszcze jeden wcześniej i schodzę na tramwaj, bo przystanek jest parę kroków po schodkach dalej :) Tym sposobem ostatecznie wysiadam tam, gdzie wysiadałam do tej pory. Z powrotem w ogóle nie mam takiego problemu, bo zarówno przystanek na którym wsiadam, jak i ten na którym wysiadam mam pod nosem. Jadę trochę dłużej niż kiedyś, ale to tylko jakieś pięć-dziesięć minut – przynajmniej dłużej sobie poczytam :)

Pewnie nie spodziewałyście się, że można tyle napisać na temat tak prozaiczny i w gruncie rzeczy mało ciekawy, jak dojazd do pracy :P Ale postanowiłam o tym napisać, żeby Wam udowodnić, że ja wcale nie marudzę tak non stop, jak to się może ostatnio wydawać :) Staram się po prostu we wszystkim znaleźć coś pozytywnego. Tak się bałam tych dojazdów, a ostatecznie jest ok – mimo, że kiedyś i tak miałam nieco łatwiej, to jestem zadowolona i skupiam się na tym, co teraz jest lepsze. Obiektywnie mogłabym powiedzieć, że wygodniej miałam z tamtego mieszkania, subiektywnie stwierdzam, że teraz mi się bardziej podoba. Dziwna jestem co? :)
A w ogóle to się nie dziwcie proszę, że ja tak często się odnoszę do tematyki komunikacji miejskiej, bo uwielbiam tę branżę :P Zawsze ją uwielbiałam. Kiedyś chciałam nawet zostać panią „tramwajarką” :P No ale musi mi wystarczyć Osobisty Facet pracujący jako kierowca autobusów :) Lubię jeździć tramwajami i autobusami, nie przeszkadza mi czekanie na przystankach a jak tylko znalazłam jakieś pozytywne strony nowej trasy, to już nic więcej mi w tej kwestii do szczęścia nie potrzeba :)