*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 4 listopada 2009

Codzienność.

Zgodnie z postanowieniem, że postaram się wprowadzić w życie skupianie się nie tylko na tych gorszych chwilach w naszym związku, dzisiaj też będzie miło :) Odkąd nie mieszkam z Dorotą, Franek trochę częściej u mnie bywa. Chociaż przez te jego kursy i pracę, wcale się tego nie odczuwa. Bo może i częściej, ale za to mniej. Bo wpada jak po ogień. Ale okazało się, że w poniedziałek nie miał kursu. Sam o tym nie wiedział, więc ja też nie spodziewałam się, że wrócę do domu a tu on właśnie otworzy mi drzwi. Miła to była niespodzianka, bo spodziewałam się samotnego popołudnia – Eli więcej nie ma w Poznaniu, niż jest. Mało tego, że mi otworzył, to od razu poleciał do kuchni, bo właśnie coś mu się przypalało. A właściwie nie coś, tylko obiadek dla mnie.
Zimne jesienne popołudnie spędziliśmy wspólnie w ciepłym mieszkanku zajęci każde swoimi sprawami. Ja pisałam pracę, on uczył się do swojego egzaminu. Później ja czytałam książkę, on zajął się swoją ulubiona rozrywką, czyli, jak na faceta przystało, grą komputerową. I może w mieszkaniu wcale nie było tak ciepło. Ale ciepła była ta atmosfera, która panowała w pomieszczeniu. Nawet nie siedzieliśmy obok siebie, bo ja przy stole, on na łóżku. Niewiele rozmawialiśmy ze sobą. Czasami tylko spojrzeliśmy na siebie z uśmiechem. Czasami on powiedział , że miło jest siedzieć tak razem, czasami ja mu odpowiedziałam . Ale nie musieliśmy ze sobą rozmawiać ani odczuwać fizycznej bliskości, żeby czuć, że jesteśmy razem. Wieczorem przytuleni obejrzeliśmy serial (Franek się czasem skusi i ogląda ze mną, a potem nawet komentuje :))). Wczoraj spędziliśmy podobny dzień.
To nic takiego, zwykła codzienność. Ale ja takiej wspólnej codzienności właśnie nie mam każdego dnia. Dlatego delektuję się każdą chwilą. I myślę sobie, że może za jakiś czas… Że może tak właśnie będzie. Czasami zastanawiam się, jak miałoby wyglądać nasze wspólne życie. Jeśli właśnie tak, to nie mam nic przeciwko. Ja jestem domatorką (choć lubię wyjść od czasu do czasu), więc chwile spędzone wspólnie w domu są dla mnie bezcenne. Miło jest wiedzieć, że on jest obok, mimo, że myślami jest w swoim świecie. Przyjemnie jest, kiedy wracam do domu, gdzie on czeka. Fajnie jest dzielić się obowiązkami. Miło jest patrzeć na siebie w dowolnej chwili.
Od dzisiaj wracamy każde do swojej codzienności. Ale może jeszcze trochę. Może za miesiąc już się skończą te kursy? Może za jakiś czas on będzie gdzie indziej pracował. Może w końcu pomyślimy o czymś wspólnym. Zobaczy się. Na razie trzeba żyć, tak jak można.
Aha, wczoraj Franuś poszedł mi te szyby drapać ;) Tyle, że akurat nie było przymrozku nad ranem :P Ale może w piątek będzie miał szansę, bo zdaje się, że zima się zaczęła – dzisiaj pierwszy raz w tym sezonie zobaczyłam śnieg w Poznaniu.
A następnym razem cofnę się w czasie o 12 lat i wreszcie napiszę kim był Marcin… :)
Ps. Jak to jest, że zawsze chcę napisać krótką notkę, a wychodzi jak zwykle? :))