Od Dnia Kobiet mam w domu raczej dzień chorego… Oj, nie
było żadnego świętowania w stylu – ja – kobieta w mój dzień tylko leżę i
pachnę
Oj nie, bo ledwo weszłam do domu po pracy i już musiałam Franka
wpakować do łóżka i nafaszerować go witaminami i lekami
przeciwgorączkowymi. A potem już tylko przynosiłam mu to, odnosiłam
tamto, robiłam herbatę, kanapki, biegałam w tę i we w tę. I niestety tak
jest do dziś. Wczoraj Franek od lekarza dostał zwolnienie aż do środy i
leży w domu. Leży i zdycha. A żeby tak jeszcze po cichu zdychał. Ale
gdzie tam. Otóż, mój przyszły mąż w ciągu ostatnich dwóch dni zamienił
się w jakiegoś jęcząco-stękającego potworka Ze szczególnym wskazaniem na stękającego – i wcale nie chodzi o żadną przenośnię Słowo daję, zwariuję z nim jak mu to stękanie nie minie
Jakże inny klimat ma ten dzień dzisiejszy od soboty w zeszłym
tygodniu. Również spędzamy go razem – można powiedzieć, że dostaliśmy
wspólnie spędzony weekend w gratisie, ale wcale się z tego specjalnie
nie cieszę. Przede wszystkim, wolałabym, żeby Franek nie chorował
Żadna to przyjemność dla mnie patrzeć, jak się męczy. A poza tym, już
się oswoiłam z myślą, że rano jestem sama, Franek miał wrócić o 14 i
miałam wszystko zaplanowane
A tu klops, z takim chorym facetem nie da rady nic zrobić. Naprawdę
fatalnie się czuje, to już trzeci dzień, a zamiast lepiej, jest tylko
gorzej. Dzisiaj to już przez pół dnia tylko leżał i spał. No i marudził,
rzecz jasna
Jeść nie chciał. Syrop niedobry. Herbata gorąca. Zimno. Gorąco.
Głośno. I jeszcze w dodatku stół miał czelność stać nie tam gdzie trzeba
i siniaka Frankowi nabił. Niedobry stół. Oj wyrodna ze mnie narzeczona, bo się ośmielę teraz na publicznym blogu na chorego faceta narzekać A właśnie, że tak, pozwolę sobie ponarzekać – ale nie na Franka, bo przecież to nie jego wina, że chory Zmęczona jestem po prostu Franuś mi na co dzień dużo pomaga, a tak wszystko jest na mojej głowie i jeszcze opieka nad pacjentem dochodzi. Ale radzę sobie jakoś. Tylko żal mi tego stękacza. Widzę, że się bardzo źle czuje, więc staram się jak mogę umilić mu te chwile. I absolutnie nie miałabym serca powiedzieć mu, żeby wstał i sobie tę herbatę sam zrobił. Ba! Nawet bym mu na to nie pozwoliła, choćby się uparł. Tak, jak nie pozwoliłam mu wyjść dziś do apteki (chociaż nie znoszę, po prostu nie znoszę chodzić do sklepu, zakupy zawsze robię tylko „po drodze”, ale się poświęciłam :P) No ale nie będę przecież ściemniać, że to dla mnie czysta przyjemność tak cały dzień biegać i że mogłabym tak usługiwać Frankowi całe życie Zdecydowanie wolę, kiedy spędzamy wspólny czas w inny sposób Co nie zmienia faktu, że gdyby trzeba było… Obyśmy jednak oboje zdrowi byli i w potworki się nie zmieniali
Na szczęście teraz temperatura spadła już Frankowi w okolice 38 stopni i stał się całkiem znośny Nawet przydreptał do mnie i zaczął oglądać telewizję. I zjadł! Nawet nie przeszkadza mi, że najpierw miał ochotę na zupę, potem na kanapkę a w końcu kisiel jeszcze musiałam mu robić Cieszę się, że nareszcie coś zjadł i że zniknął stękacz a wrócił mój kochany Franuś. I wiecie co przed chwilą powiedział? Jest ze mnie dumny, że jestem dla niego taka dobra, kiedy on jest chory Znaczy się, że chyba tylko mi się wydaje, że taka wyrodna jestem
Ważne, że mój Franek wrócił! Mówi, śmieje się, rusza, żartuje a nawet podśpiewuje! A nie tylko leży i stęka Mam nadzieję, że kryzys minął