*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 15 czerwca 2010

Współpraca.

Już pisałam, że potrafimy z Frankiem wspólnie spędzać wolny czas. Jesteśmy różni i lubimy inne rzeczy – on na przykład uwielbia gry komputerowe i telewizję, ja wolę książki i… bloga :) Jego denerwuje, kiedy zbyt długo siedzę i odpisuję na komentarze, mnie denerwuje, kiedy się wścieka, że rozbił się na torze F1. Ale czasami potrafimy się jednak dogadać :) 
Razem oglądamy wiadomości, on wciąga się w moje seriale a ja staram się zainteresować sportem. Jak już kilka razy wspominałam, oboje uwielbiamy spędzać czas z rodziną, lubimy różnego rodzaju gry i przesiadywanie na świeżym powietrzu. Jesteśmy domatorami, ale jednocześnie oboje kochamy wycieczki. Nigdy nie mamy problemu z urlopem – nie ma kłótni typu góry czy plaża, bo oboje jesteśmy chętni na jedną i drugą formę wypoczynku. W kwestii sposobu spędzania wolnego czasu raczej jesteśmy zgodni. Czasami tylko się zdarzy, że mam ochotę na spacer a on jest akurat zmęczony albo on chce gdzieś wyjść a ja wolę sprawdzić co tam na blogowisku słychać :) No ale to chyba się mieści w granicach normy.

Oprócz tego, że potrafimy razem wypoczywać, już kilka razy, z ogromnym zadowoleniem, zauważyłam, że umiemy też razem pracować. Jeszcze w czasach (jakby to było wieki temu:P) gdy pisałam magisterkę, on przychodził do mnie i siedzieliśmy tak laptop w laptop – ja się męczyłam z literaturą amerykańską, on z testami na kategorię D. Jeszcze lepiej wychodzą nam wspólne prace domowe. Ostatnimi czasy częściej niż kiedyś zdarza nam się spędzać całe dnie tylko we dwoje (to chyba zasługa jego nowej pracy). Dzięki temu mogłam dokonać kilku obserwacji. To, że Franka nie trzeba zmuszać do wykonania domowych obowiązków wiedziałam, wiedziałam też, że sam z siebie potrafi wziąć się za sprzątanie i może nawet zrobi to lepiej (a na pewno szybciej ;)) ode mnie. Ale nie sądziłam, że współpraca wychodzi nam tak dobrze, a ostatnio kilka razy mogłam się o tym przekonać. 
Kiedy mamy zrobić coś razem następuje jakaś taka natychmiastowa mobilizacja i oboje zabieramy się za robotę. Najbardziej zdumiewa mnie to, jak bardzo jesteśmy w tym zgrani – nie ma kłótni o to, kto, co ma robić, nie ma poprawiania po sobie, nawet nie ma pokrzykiwania typu „teraz zrób to, potem tamto, a ja zajmę się tym”. Jakoś tak każde bierze się za to, co akurat jest do zrobienia. Jestem zdumiona tym, jak sprawnie i szybko nam to idzie. A poza tym w ogóle bez kłótni :) 
Napawa mnie to swego rodzaju optymizmem, bo jest szansa, że się nie pozabijamy od lipca, kiedy to już będziemy razem mieszkać i dobrze będzie nam szło wspólne wypoczywanie i wspólna praca. 

Poza tym zauważyłam, że nie do końca jesteśmy typowi :) Wiem, że sporo par w ogóle się nie kłóci i dopiero, kiedy przyjdzie im spędzać ze sobą więcej czasu niż dotychczas, zaczynają się spierać. Na przykład zgodne pary nagle nie potrafią dogadać się w czasie urlopu. A u nas jest na odwrót. Najczęściej nasze kłótnie zaczynają się chyba przez telefon, czyli wtedy, gdy się nie widzimy. Kiedy spędzamy ze sobą non stop kilka dni, nagle okazuje się, że przez cały ten czas w ogóle się nie sprzeczamy i jest wręcz sielsko. Na urlopach zawsze jest tak, że nawet jeśli o coś się posprzeczamy, to już za chwilę o tym zapominamy, a tymczasem w „normalnych” warunkach (czyli jak widzieliśmy się na przykład tylko popołudniami) boczenie się na siebie mogło trwać kilka dni. Ale zdumiewa mnie to, że chociaż oboje jesteśmy tacy impulsywni, dużo łatwiej jest nam się dogadać, kiedy ciągle przebywamy razem. Ciekawe zjawisko :) Ale zdecydowanie wolę to, niż gdybyśmy nie mogli siebie znieść po kilkunastu godzinach przebywania w swoim towarzystwie :)