*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 30 kwietnia 2009

Dorosnąć...

Widzę po komentarzach, moje Drogie, że jednogłośnie orzekłyście, że najlepszym rozwiązaniem byłoby się jednak nie wyprowadzać… Cóż, mój zdrowy rozsądek też tak sądzi. Jeszcze nic nie zdecydowałyśmy, ale wygląda na to, że nasze drogi jednak się trochę rozejdą. Przynajmniej w kwestii mieszkaniowej. Ale mimo wszystko, strasznie będzie mi tego brakowało. 

W każdym razie dzisiaj już się tak nie dołuję. Zaczęłam szukać pozytywów. Na przykład przedwczoraj Dorota wróciła z imprezy po 2 i mnie obudziła. Już nie zasnęłam do rana niestety i byłam nieprzytomna cały dzień. Jak zostanę sama w pokoju, nie będzie już takiego problemu… 
A poza tym przeprowadziłyśmy wczoraj z Dorotą poważną rozmowę. O życiu. Okazało się, że nie tylko ja tak przeżywam całą sprawę z przeprowadzką i ryczę po kątach jak głupia, bo ona ma to samo. Płakała mamie trzy razy do telefonu. No tak, powinnam się była tego spodziewać, a niby dlaczego się tak dobrze rozumiemy? :) W każdym razie Dorota przynajmniej rozwiała moje wątpliwości, co do powodów jej chęci posiadania własnego pokoju. Prawda z tymi rzeczami i brakiem miejsca, ale głównie chodzi o to, że poczuła, że musi zrobić coś ze swoim życiem. Dołuje się tym brakiem zaczepienia i chce zmienić trochę swój tryb życia. Rozumiem ją, bo ja mam chociaż pracę i Franka, jej teraz nawet studia się skończyły… Do żadnych konkretnych rozwiązań nie doszłyśmy. Stwierdziłyśmy, że nawet jeśli zamieszkamy razem to i tak nie urządza nas to do końca, bo to będzie na chwilę. Ja potem będę kombinować coś z Frankiem, a ona w końcu będzie musiała przecież skończyć z tym studenckim życiem. No, ja zresztą też :) Zaczęła się nawet zastanawiać, czy nie wynająć, albo nawet z pomocą rodziców, czy nie kupić kawalerki lub mieszkania… Bo jeśli nawet będzie szukać mieszkania z obcymi, to nie wie czy się z nimi dogada, a poza tym, to też będzie rozwiązanie chwilowe. Na razie nie postanowiłyśmy nic. Obiecałyśmy sobie tylko, że cokolwiek się nie zdarzy będziemy się spotykać na wspólne oglądanie You Can Dance, na zakupy, na picie, spanie u siebie, a jak się z Frankiem pokłócę to będę mogła do niej przyjść. Doszłyśmy do wniosku, ze nie możemy zmarnować naszej znajomości dziesięcioletniej, tym bardziej, że nie znamy innej „pary” podobnej nam, która by tak dobrze się rozumiała w kwestiach mieszkaniowych. Pięć lat w jednym pokoju. Robi wrażenie co?

Ostatni nasz wniosek jest dość prosty. Ktoś inny na naszym miejscu nie robiłby z igły wideł. Wyprowadziłby się i już. A my mamy problem, bo koniec wspólnego mieszkania, będzie oznaczało, że już naprawdę się postarzałyśmy. Koniec pewnego etapu w życiu. A co gorsza, że czas dorosnąć i zacząć myśleć poważnie… A tego chyba najbardziej się boimy. Prawda jest taka, że już dorosłam już parę lat temu, kiedy zaczęłam sama mieszkać, pracować, ale to cały czas było takie życie bez zobowiązań, chyba powoli nadchodzi czas na to, by coś zmienić.