*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 28 kwietnia 2011

Dwa minusy dają plus :)

Dawno nie było o mojej coraz-mniej-nowej pracy :) A przecież obiecałam jeszcze przynajmniej jedną notkę na ten temat. No i jest :) A że nie napisałam nic nowego od kilku dni, to teraz proszzz –  krócej się nie dało :)

Pytałyście często, czym się właściwie zajmuję… Otóż udało mi się niesamowicie, bo zawsze mówiłam, że najchętniej pracowałabym w biurze,ale z możliwością używania języka angielskiego w pracy. Mówiłam i mam :)   Firma jest angielska a więc wszystkie programy, na których pracujemy są po angielsku, obsługa techniczna również. A do tego pracuję tak jak chciałam – w papierkach. Zajmuję się podobnymi sprawami co w poprzedniej pracy, ale odeszły mi już kadry (na szczęście!) i wszelkie czynności asystenckie Generalnie pracuję nadal w cyferkach i zarządzam stanami magazynowymi. W skrócie można powiedzieć, że zajmuję się controllingiem z odrobiną logistyki.

Pracuję tutaj już prawie miesiąc i jestem całkiem zadowolona. Ale tak jak wspomniałam jakiś czas temu, ta praca, jak wszystko, ma swoje złe strony. 
Jedną z nich miałyście okazję odczuć na własnej skórze – nie ma blogowania w pracy :) Nie chodzi nawet o to, że nie ma czasu, bo chwilowo nie jest tak źle, ale wolę nie podpadać :) Nie wiem nawet czy i na jakich zasadach użytkowanie internetu jest monitorowane. Ale i tak nie jest źle, bo znalazłam na to sposób i co się da kopiuję sobie do worda, a kiedy w pracy mam przestój, czytam sobie to, co mam, zamiast grać w pasjansa, jak moja Współpracownica :) Nie zdziwcie się więc, jak kiedyś skomentuję przedostatnią notkę zamiast ostatniej, ale to znaczy, że napiszecie tę nową, w czasie, gdy będę w pracy :P

Ale tak naprawdę dwie główne wady to godziny pracy i lokalizacja.
Jak wiecie nie jest dla mnie większym problemem wstawanie rano i cieszyłam się, że chodzę sobie do pracy na 7 a o 16 jestem już w domu. Teraz niestety pracuję w godzinach 9-17… Niespecjalnie byłam zadowolona z tego, że będę musiała pożegnać się z wolnymi popołudniami… Ale po pierwsze do wszystkiego można się przyzwyczaić, a po drugie, mogę stwierdzić, że jak się chce, to można wszystko tak zorganizować, że te godziny wcale nie doskwierają,a czasami mogą być nawet zaletą.
I tak, wcale nie musiałam rezygnować z wolnych popołudni, bo zwyczajnie wszystkie obowiązki przeniosłam sobie na rano a po pracy mam czas dla siebie :) Wstaję codziennie tak jak zawsze, czyli w okolicach szóstej i mam jeszcze ponad dwie godziny zanim muszę wyjść z domu. Gotuję więc rano obiad,prasuję, sprzątam i zaglądam na Wasze blogi. Oczywiście w domu jestem dwie godziny później niż pracując u R., ale to mi się równoważy :)Po powrocie jem obiad, aerobikuję się, zaglądam na blogowisko, czytam lub spędzam czas z Frankiem. Właśnie, jest jeszcze jedna pozytywna strona nowych godzin pracy – dotychczas nie mogłam obejrzeć nic w telewizji, bo skoro musiałam wcześnie wstawać, to nie oglądałam niczego, co kończyło się po 22. Teraz mogę sobie na to pozwolić –najwyżej pośpię chwilę dłużej :) No i z Frankiem mogę sobie posiedzieć, kiedy ma na później do pracy. I rano się widzimy i nawet zdarza nam się porozmawiać, bo jest na to czas :) Tak więc praca 9-17 to wcale nie taka znowu wada :)

Wadą natomiast zdecydowanie jest fakt, że pracuję teraz totalnie na drugim końcu miasta ( a ściślej pod miastem)… U R. Też dwa razy w tygodniu jeździłam samochodem pod Poznań, ale w zupełnie innym kierunku (na południe,teraz natomiast na północ) i mam dużo dalej. I jak się teraz do Miasteczkawybieram to muszę przejechać dokładniusio całe miasto :( W godzinachszczytu niestety może się okazać, że moja podróż do domu przedłużyłasię o godzinę…
Ale jeśli chodzi o codzienne dojazdy – trochę gorzej wygląda dojeżdżanie komunikacją miejską (a, jak wiecie, bardzo ją lubię bo mogę sobie w poczytać, no a poza tym zawsze to taniej wychodzi niż samochodem…) bo z pętli niestety muszę jeszcze iść spory kawałek pieszo. Teraz jak jest ładna pogoda i jasno to można sobie spacerować i całkiem przyjemnie jest. Ale jak będzie padać? Albo zimą? No to już tylko samochód chyba mi pozostanie… Ale na razie staram się o zimę nie martwić i stosować rozwiązania choćby tymczasowe.  Na przykład od kilku dni po prostu dojeżdżam sobie na pętle tramwajem a tam jest wypożyczalnia rowerów :) Ponieważ posiadacze miesięcznego biletu na komunikację miejską mogą sobie rower wypożyczać za darmo (płaci się tylko opłatę aktywacyjną – 5zł), postanowiłam skorzystać z tej możliwości i przy ładnej pogodzie jeżdżę sobie rowerkiem. No proszę i mamy korzyść :) przy okazji sobie kondycję jeszcze poprawię.
No, jakoś to będzie… A może w przyszłości się pomyśli nad przeprowadzką gdzieś w północne rejony miasta…? (wtedy Franek będzie miał dalej, bo on z kolei na wschodnim zatyłku ma zajezdnię, ale jemu byłoby trochę łatwiej dojechać) Ale, powtórzę się – jakoś to będzie :) Wszystko musi mieć dobre i gorsze strony, ważne tylko, żeby w sumie wychodziło na plus albo przynajmniej na zero :)