*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 17 sierpnia 2010

„Kontrola”

Kiedy Franek pracował jeszcze jako kucharz, lubiłam wpadać do niego do pracy. Czasami przychodziłam coś zjeść, ale częściej po prostu posiedzieć. Bywały dni, kiedy klientów nie miał za dużo, mogliśmy więc porozmawiać. Ale czasami ruch był spory, a ja siedziałam mimo wszystko – czasami nawet godzinę, dwie. Tylko siedziałam i przyglądałam się jak pracuje. Nie wiedzieć czemu, lubiłam go tak obserwować.
Kiedy zaczął nową pracę, nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła go „skontrolować” :)) Przy pierwszej okazji, kiedy jeździł po południu, umówiliśmy się na przystanku początkowym i przejechałam się z nim całe kółko. Od tamtej pory zdarzyło mi się to jeszcze kilka razy. Przyznaję, że za pierwszym razem, to się nawet trochę stresowałam :)) Franek był kierowcą dopiero od miesiąca, zdarzały mu się jeszcze drobne błędy, a mnie się robiło gorąco, kiedy tylko zahaczył przednim kołem o krawężnik przy przystanku :) Ale teraz jeżdżę już zupełnie bez obaw.

To oczywiście żart z tą kontrolą, bo nie o to chodzi :) Ja po prostu naprawdę lubię obserwować go w pracy – obojętnie w której. Mam o tyle fajnie, że i w poprzedniej pracy, i teraz mogę po prostu udawać zwykłą klientkę. 
W ogóle tramwajami i autobusami zawsze bardzo lubiłam jeździć bez celu. Kiedy przyjechałam do Poznania, zdarzało mi się po prostu wsiadać w tramwaj jakiejś linii i przejeżdżać całą trasę, zwiedzając w ten sposób miasto. A teraz mam dwa w jednym – mogę sobie jeździć po mieście a do tego obserwować Franka :) Aa, no i przy tym wszystkim oczywiście czytam sobie książkę :) W takiej sytuacji mogę sobie jeździć całymi dniami :P

Nauczyłam się już obliczać mniej więcej kiedy będzie na którym przystanku. Zdarzają mi się oczywiście pomyłki, bo różnie bywa na drodze – korki, awarie, czasami Franek ma jakąś niezaplanowaną przerwę, ale generalnie prawie zawsze trafiam idealnie :) Zwykle czekam na przystanku początkowym, ale na przykład wczoraj podjechałam sobie niemal na drugi koniec miasta i mój widok na przystanku zaskoczył Franka :) A ja sobie po prostu siadam grzecznie z przodu autobusu i czytam książkę, zerkając od czasu do czasu w stronę okna. Lub Franka :) Ale to już rzadziej, w końcu nie chcę go rozpraszać :) Czasami udaje się tak, że przy przystanku końcowym Franek ma przerwę, możemy więc chwilę porozmawiać, czasami przynoszę mu kanapki, innym razem po prostu wsiadam, dojeżdżam do końca i wracam do domu… 

Pewnie wielu osobom wyda się to dość dziwne :) Ale ja bardzo lubię te wyprawy. Po pierwsze sam fakt objeżdżania całego miasta. Po drugie ta możliwość obserwacji :) Franek w pracy wydaje mi się zupełnie inny niż na co dzień w domu :) Taki poważny, dystyngowany :) Zwłaszcza teraz w mundurze. Lubię jak czasami spojrzy na mnie szybko i mrugnie okiem albo się uśmiechnie dyskretnie. Lubię kiedy tak jesteśmy blisko siebie, a wyglądamy, jakbyśmy się w ogóle nie znali – ot, dwójka obcych ludzi, kucharz i klientka, kierowca i pasażerka. I dopiero kiedy dojeżdżamy do przystanku, na którym chcę wysiąść uśmiecham się, macham na pożegnanie, a on posyła mi buziaka – dopiero wtedy okazuje się, że się znamy :)