*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

piątek, 9 października 2009

Barack why?

Ten blog polityczny nie jest i raczej nie będzie. To nie moja bajka, chociaż lubię wiedzieć co się dzieje na świecie i jestem w miarę na bieżąco. Dzisiejsza wiadomość poruszyła mnie na tyle, że postanowiłam napisać parę słów.
Pokojowa nagroda Nobla zawsze zawiera element polityki. Ale w tym roku komisja przeszła samą siebie. Zresztą świadczą o tym chyba reakcje na całym świecie. Dlaczego nagrodę dostał facet, który zaistniał na arenie polityki międzynarodowej na dobre dopiero niecałe dwa lata temu i tak naprawdę niewiele dla niej zrobił? Jego polityka na razie wygląda mi na badanie gruntu… Za to prezydent Obama wygląda mi bardziej na Hollywoodzkiego gwiazdora niż poważnego polityka – bez złośliwości to piszę, bo nie mam nic przeciwko gwiazdorom, ale on ma po prostu taką aparycję.
Pytanie, które nie schodzi z ust komentatorów na całym świecie to: „za co?”. Kiedy powiedziałam mojemu koledze w pracy, kto dostał nagrodę jego reakcja była natychmiastowa: „Za co? Bo jest Murzynem?” (wiem, wiem, politycznie niepoprawne, ale ja tylko cytuję). No i niestety tak to trochę wygląda… Słyszałam też opinie ekspertów, którzy twierdzą, że w rzeczy samej, Obama nagrodę dostał za kolor skóry i za to, że rok temu wygrał wybory prezydenckie. Jeden amerykanista powiedział wręcz, że Europejczycy chcieli po prostu wykazać się taką samą polityczną poprawnością, co Amerykanie – Ci drudzy wybrali czarnego człowieka na prezydenta. No to ludzie Starego Kontynentu postanowili pokazać, że też nie są rasistami…
Prezydent Stanów Zjednoczonych jeszcze niczego ważnego (poza wygraniem wyborów) nie dokonał. Jak na razie tylko dużo mówi i ma ciemny kolor skóry. Aha, i nie jest Bushem. W każdym razie wygląda na to, że został nagrodzony za dobre chęci. A, jak wiadomo, tymi piekło jest wybrukowane. Słyszałam dzisiaj fajną opinię, że Amerykanie wszystko dostają na kredyt. Nawet nagrodę Nobla…
Facet wykazałby się niesamowitą klasą, gdyby odmówił przyjęcia nagrody. A właściwie, gdyby ją odroczył (ten pomysł podsunął mi wspomniany wcześniej amerykanista) – gdyby powiedział, że docenia wyróżnienie, ale nie czuje się jeszcze godny nagrody i przyjmie ją np. za trzy lata, myślę, że stałby się symbolem pokory i idolem dla milionów ludzi… Ale nie postąpił tak i niestety dla wielu stanie się obiektem krytyki. A sama nagroda być może straci prestiż.
 Ja w zasadzie nie mam nic do Stanów. I często wydaje mi się, że dobrze, że jest tak silny i jednak cywilizowany kraj jak Ameryka, który jest w stanie hamować zapędy niektórych państw, które w moim odczuciu są daleko za Murzynami (wybaczcie, nie mogłam się oprzeć tej grze słów :)) w sposobie myślenia. A jednak sądzę, że przykre jest to, że cały świat stara się utwierdzić i tak już dość mocno zadufanych w sobie Amerykanów w przekonaniu, że są potęgą i bez nich nie ma nic.