*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 5 sierpnia 2008

Flochy, doły i sprzątanie


Dziwny dzień dzisiaj. Obudziłam się z fochem, przypomniały mi się czasy jak Franek wstawał razem ze mną i robił mi śniadanie a teraz już ani myśli :/ Fakt, ze stało się tak trochę przeze mnie, bo jak byłam na diecie to wolałam sobie sama robić kanapki, bo on robił zbyt kaloryczne, ale już na diecie nie jestem od dłuższego czasu, a jemu się nie chce wstawać. I powiedziałam mu, co o nim myślę :P Że kiedyś to się starał i mówił, że zawsze będzie mi robił śniadania, a teraz to już mu się starać nie chce. No wiem, że jestem niedobra, ale chyba wstałam lewą nogą. On powiedział, że to moja wina, bo go nie budzę i jak obudzę go następnym razem, to zrobi mi to śniadanie. A jako zadośćuczynienie posprzątał w kuchni kiedy ja robiłam sobie fryz w łazience :P I tak się wychowuje faceta hehe. Zobaczymy tylko czy skutecznie ;)
Z domu wyszłam i tak wkurzona, bo sobie wymyślili jakiś remont torów na mieście i musiałam zapieprzać na inny przystanek dość daleko. Oczywiście przed samym nosem zwiała mi piątka :/ No i dupa, bo jeszcze bardziej się wkurzyłam. W pracy jakoś poszło i nawet nikogo nie zjadłam, tudzież nie zabiłam wzrokiem. Ale jak wracałam to znowu szlag mnie trafił – oczywiście przez ten tramwaj. Wysiadłam na przystanku i dawaj marszobieg do domu, no i oczywiście, jakby inaczej, zaczęło wtedy wiać cholernie. Cały czas wiało, ale wtedy to już wyjątkowo. I jeszcze padać zaczęło. No normalnie przechodziłam przez most i ryczeć mi się chciało, bo byłam zmarznięta i mokra :( Jak już dotarłam do domu to nawet mi się humor poprawił i nawet fajnie się zrobiło. I nie omieszkam podkreślić, że jak tylko zamknęłam za sobą drzwi zobaczyłam, że wiatru ani śladu, deszczu również i jeszcze słońce wyszło. No i czy to nie było mi na złość??
Po obiedzie zrobiłam sobie siestę. Wzięłam książkę i nad nią zasnęłam. Nieraz zdarza mi się drzemać popołudniu, ale nie więcej niż 15 minut. Regeneruję siły i jak się obudzę to jestem rześka. A dzisiaj spałam aż 45 minut. I to było za długo, bo czułam się otumaniona i zdołowana :/ Przyszedł Franek i zastanawialiśmy się co robić, mieliśmy iść do kina, ale jakoś żadnemu z nas się nie chciało. Więc postanowiłam, że muszę posprzątać. Franek zrobił to, czego ja nie znoszę, czyli poodkurzał i pozmywał podłogi. Ja umyłam kuchnię, łazienkę i zrobiłam porządek w każdej szafce i szufladzie jaka mi wpadła pod rękę. I jeszcze naprawiliśmy wreszcie moją deskę do prasowania. Jak zaczęłam sprzątać o 18:30 to teraz dopiero skończyłam. Ale nie powiem, lśni :)
Ale nastrój i tak pozostawia wiele do życzenia. Tragedii nie ma, ale jakoś tak dziwnie jest. Ogólnie mogłabym powiedzieć – dzień satysfakcjonujący, ale chyba nie całkiem udany. Idę spać. Jutro będzie lepiej.