*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

środa, 14 kwietnia 2010

Kultura w poczekalni.

Ostatnimi czasy mam okazję stosunkowo często bywać w poczekalniach przed gabinetami lekarskimi.  Poczekalnie mają to do siebie, że w jednym czasie gromadzą całkiem sporo zupełnie różnych osób…Z moich mniej więcej czteromiesięcznych obserwacji wynika, że przerażająca liczba tych osób nie ma za grosz kultury!
Z reguły, kiedy załatwiam różnego rodzaju sprawy „na mieście”, podczas których mam styczność z obcymi ludźmi, staram się być uprzejma (przynajmniej do momentu, kiedy ktoś mnie baaardzo nie wkurzy;)) i zwykle się uśmiecham na dobry początek. Pewnie, mogę mieć zły dzień i wcale do śmiechu mi nie jest, ale jednak zawsze staram się choć troszkę unieść kąciki ust, żeby nawiązać pozytywny kontakt. Sama wiem, że zupełnie inaczej patrzę naludzi, którzy się uśmiechają, niż na gbura. Miło jest, kiedy ten uśmiech jest odwzajemniony, ale jakoś specjalnie tego nie wymagam…
 Natomiast miło by było, gdyby tak ludziska odpowiedziały chociaż na moje powitanie. Nic z tego. To jest dla mnie niepojęte, że wchodzę z uśmiechem do danego pomieszczenia, głośno mówię do wszystkich „dzień dobry” i odpowiada mi głucha cisza. Nawet na mnie nie spojrzą. Albo jeszcze gorzej – gapią się jak to cielę na malowane wrota…Jest to dla mnie żenujące :/ 
To znaczy – nie ja się czuję zażenowana, ale oni wszyscy są dla mnie żenujący i z miejsca u mnie skreśleni. Nie rozumiem, jak można się wykazać w miejscu publicznym takim brakiem kultury – przecież mówienia „dzień dobry” uczy się już małe dzieci. To jest dla mnie elementarna zasada dobrego wychowania. I muszę podkreślić, że nie zdarzyło mi się to raz, ani dwa. Niemal za każdym razem było tak samo, chociaż przyznać muszę że ostatnio, ku mojemu zaskoczeniu, chyba ze trzy razy mi odpowiedziano. Ludzie są w różnym wieku, ale przeważnie jednak starsi (a tyle mówią o szacunku) i zwykle nie odpowiadają na powitanie mężczyźni – to takie moje mini-socjologiczne obserwacje.
Raz się zdarzyło, że weszłam do poczekalni, gdzie siedział mężczyzna około sześćdziesiątki i drugi w moim wieku. Oczywiście nie odpowiedzieli mi na powitanie. Zapytałam, po którym z nich wchodzę – żaden nie odpowiedział, patrzyli na mnie tylko jak na intruza :/ W końcu zapytałam,czy mogę zapalić światło (był to styczeń, siódma rano, a więc ciemno jeszcze) – nadal nie zaszczycili mnie nawet burknięciem pod nosem. Pozwoliłam sobie więc na samowolkę ;) 

Ostatnio natomiast spotkałam wyjątkowo bezczelnego typka. U okulisty rejestracja zaczyna się od 7:30, a lekarz przyjmuje od 8.00. Ostatnio przyszłam dokładnie o 6:09 (bo jak raz przyszłam na 7, to do gabinetu weszłam o 10) i udało mi się zdobyć pierwszy numerek. Dużo później przyszedł (bez przywitania się) facet około trzydziestki. Kiedy tuż przed ósmą siedziałam pod gabinetem, podszedł do mnie ów gość i powiedział, że on musi iść do pracy i że ma prośbę, żebym go przepuściła. Odpowiedziałam, że ja w pracy powinnam już być od godziny, więc niestety, ale nie… A on do mnie z fochem! Że on musi do pracy, że nie ma czasu czekać, że to, że tamto… Z fochem! Wyobrażacie sobie? Nosz kur… I jeszcze później z pretensją powiedział: „ale mam nadzieję, że nie będzie pani długo”. Miałam ochotę odpyskować, że będę miała przeszczep oczu i wyjdę najwcześniej o 12, ale już mi się z burakiem nie chciało dyskutować, powiedziałam, tylko, że nie po to przychodzę dwie godziny wcześniej, żeby potem przepuścić tych, którzy nie mają czasu czekać w kolejce! Aha, żeby było jasne – w gabinecie byłam dokładnie 6 minut…
Szczyt wszystkiego, naprawdę :/

Ale na sam koniec chciałam powiedzieć, że na szczęście parę razy spotkałam w tych poczekalniach również kilka bardzo uprzejmych osób (zwykle kobiet), uśmiechniętych, przyjaznych… Od razu się przyjemniej czeka.

Notka dla chętnych ;)

Na jednym ramieniu siedzi taka mała Margolkai szepce mi do ucha, że taka jest kolej rzeczy i trzeba teraz iść do przodu. Na drugim  siedzi druga mała Margolka i mówi– jak tu iść do przodu, skoro tylu osobom świat się zawalił?… No i ta duża Margolka jest trochę rozdarta. Ale dzisiaj już jest zdecydowanie lepiej. I nareszcie przespałam noc. Chyba jednak wczorajsza notka pozwoliła mi w jakiś sposób uporaćsię z moimi myślami.  Poza tym na pewno będzie jeszcze lepiej za kilka dni – bo na razie trudno się otrząsnąć, kiedy w telewizji ciągle o tym mówią – pokazują zdjęcia i opowiadają historie o zmarłych… Pokazują rozpacz bliskich. Wszystko jest wtedy takie bliskie i smutne.  Ale zaczynają się już bezsensowne dyskusje, od których chcę się odciąć. Niezależnie od tego, co myślęna temat pogrzebu, nie chcę brać udziału w żadnej dyskusji tego typu. Jest mi żal wszystkich ofiar i ich bliskich i łączę się w bólu z rodzinami zmarłych…Tyle w tym temacie. Czas zamilknąć i w tym milczeniu przeżyć żałobę do końca.
A w przygotowaniu nowa notka, ale jakośnie chciałam łączyć jej z tą tematyką…