*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 29 kwietnia 2014

Rozleniwiona


Jak tak dalej pójdzie, zapomnę zupełnie o pięciodniowych tygodniach pracy :) No bo tak: najpierw był ten pogrzeb, na który musiałam jechać w środowe popołudnie. Wyszłam więc z pracy wcześniej, potem miałam urlop a kolejnego dnia pracowałam z domu. Wróciliśmy w poniedziałek rano - ja prosto do pracy. A już w piątek znowu miałam wolne (i choć pracowałam zdalnie, to jednak jak się siedzi w domu to praca wygląda trochę inaczej) ze względu na święta i byliśmy w Miasteczku do wtorku. Później sobie trochę popracowałam, ale w piątek popołudniu jechaliśmy do Poznania - tym razem na chrzciny. I wróciliśmy w poniedziałek rano. A jutro znowu ostatni dzień pracy w tym tygodniu :)
W czwartek z kolei jedziemy do Miasteczka. Początkowo nie planowaliśmy tego - myślałam sobie, że nawet nie będę brała wolnego w piątek. Ale później okazało się, że ze względu na to, że 3 maja wypada w sobotę, w piątek nikt u mnie nie pracuje i mamy "przymusowy" urlop. Wobec tego Franek stwierdził, że jedziemy do Miasteczka, bo ma ochotę na grilla :P A mnie to też pasuje, bo dopóki jest okazja na dłuższy pobyt u rodziców, to chcę ją wykorzystać, potem różnie może być.
Ale nie zmienia to faktu, że ostatni raz przepracowałam wszystkie dni od poniedziałku do piątku jakiś miesiąc temu :P Dziwnie mi się będzie dłużyło, kiedy wszystko wróci do normy. No i boję się, że dopadnie mnie syndrom przedszkolaka. Wiecie, że lubię na coś czekać i odliczać dni... Teraz tak sobie właśnie odliczałam, to do świąt, to do Majówki. A potem nie będzie niczego konkretnego, do czego mogłabym odliczać. Bo czekać tak naprawdę ciągle jest na co, wiele spraw wymaga rozstrzygnięcia - ale to nie wiadomo kiedy nadejdzie, a takie czekanie to już nie jest fajne, tylko dołujące. Ale nie martwię się na zapas, może nie będzie tak źle :) Tymczasem cieszę się na te wolne majowe dni. Choć podobno ma być zimno! To się chyba niedługo stanie tradycją, że 1,2,3 maja są zimne i deszczowe.
Już maj?? Kiedy to zleciało?