*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 26 maja 2014

Garść przemyśleń na odblokowanie

Zawiesiłam się. Muszę chyba napisać notkę o czymkolwiek, żeby wreszcie ruszyła reszta, którą tylko sobie szkicuję, bo później tracę ochotę na publikowanie albo stwierdzam, że słowa mi się nie kleją :)

Ostatnio to w ogóle ja sama się nie kleję. Franek chodzi na popołudnia do pracy a ja przez ten czas paradoksalnie nie opublikowałam ani jednej notki - mimo, że mam wolny komputer i czasami nudnawe wieczory :)

Tak wracając jeszcze do poprzedniej notki - myślałam jeszcze trochę na ten temat i zdecydowanie mogłabym stwierdzić, że sporo rzeczy poukładało nam się bardzo dobrze i gdyby ktoś nam ponad rok temu powiedział, że tak będzie (w tych poszczególnych kwestiach) to bylibyśmy bardzo zadowoleni. Ogólnie dobrze nam się tu mieszka, żyjemy trochę spokojniej (mam na myśli codzienny pęd), mamy więcej czasu (a na pewno ja mam, bo dojazdy do pracy pożerały 1-2 godziny mojego czasu), dotychczas też nie mogliśmy narzekać na częstotliwość wyjazdów weekendowych (choć to się na pewno niestety zmieni). Prawie wszystko w porządku.

Prawie - bo oprócz tego, że niektóre sprawy są nadal niepewne (ale o tym na razie nie myślimy), to jednak doskwiera trochę to, że jesteśmy tutaj sami. Wiedzieliśmy, że tak będzie i na to się zgodziliśmy. Staramy się ten fakt ignorować i po prostu jeździć do Miasteczka albo Poznania, kiedy tylko jest taka możliwość. Ale czasami mimo wszystko trudno o tym nie myśleć i wtedy jest mi z tego powodu zwyczajnie smutno. Wielokrotnie pisałam o tym, że wyjazd na weekend - nawet w każdy - nie jest dla nas problemem. Ale nie zawsze jest taka możliwość. Jednak tak naprawdę przykre jest to, że tak na co dzień jesteśmy sami i w razie czego możemy liczyć tylko na siebie. Jeszcze bardziej boli myśl, że jeśli wszystko poukłada się tak, jakbyśmy chcieli, to tak już będzie zawsze - i zawsze od bliskich będzie dzieliło nas 300 km. Nie będzie możliwości, żeby wpaść do kogoś po drodze, spontanicznie spotkać się wieczorem, czy poprosić o małą przysługę - nie wspominając już o jakimś nagłym wypadku... To jest trudne i kiedy za dużo o tym myślę, robi mi się źle, bo ogarnia mnie pewien niepokój i taki żal, że tego czasu spędzonego z bliskimi zawsze będzie mało. Ale tak się po prostu poukładało. To była cena, którą musieliśmy zapłacić za perspektywę lepszej (mam nadzieję) przyszłości. Wiem, że ta kwestia nigdy nie da mi spokoju i pewnie nigdy nie zniknie żal, że nie może być inaczej (ok, zawsze może być inaczej - tylko, ze zawsze jest coś kosztem czegoś i zawsze coś trzeba wybrać). Dlatego nie pozostaje mi nic innego jak po prostu się z tym pogodzić - albo przynajmniej udawać, że się z tym pogodziło :) Wiem, że nie ma sensu rozważać co by było gdyby, ani zamartwiać się że nie jest inaczej. Dlatego na co dzień staram się o tym nie myśleć, przez większość czasu świetnie sobie radzę i udaje mi się tym w ogóle nie przejmować. Wiem, że mogłoby być gorzej. Ale widocznie tak to już jest, że czasami muszę sobie pójść do kącika smutku i trochę popłakać z tego powodu. 
Widocznie trzy weekendy bez żadnego wyjazdu i spotkania z rodziną oraz brak perspektywy na wyjazd w weekend czwarty skłaniają mnie do takich refleksji... :)