*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

wtorek, 2 lutego 2010

Podróżuj Kolego z Przygodami

Ostatnio przypomniałam sobie dlaczego już nie jeżdżę pociągami :) W weekend chciałam pojechać do Miasteczka. Ponieważ warunki na drogach były fatalne, zdecydowałam się na podróż pociągiem.
Potem okazało się, że tym samym będzie jechała Dorota. Cieszyłam się nawet na tę podróż – przypomniały mi się stare, dobre, studenckie i bezsamochodowe czasy. To może się wydać śmieszne, ale byłam naprawdę podekscytowana. 

Przyspieszony pociąg relacji Poznań – Miasteczko miał odjazd 17:44 a w Miasteczku miał być o 21:00. Wyjechaliśmy punktualnie i wydawało się, że podróż idzie gładko. Stanęliśmy na jakiejś stacji 30 km od Poznania, ale my z Dorotą, zagadane rozmową, dopiero po jakimś czasie zauważyłyśmy, że stoimy coś za długo a na tej stacji pociąg w ogóle nie powinien się zatrzymać. Dorota stwierdziła, że jest strasznie gorąco. Ja po chwili powiedziałam, że coś śmierdzi, jakby się paliło, a ona zażartowała, że to pewnie moja torba. No i tak się chichrałyśmy przez parę minut, aż mówię, że naprawdę coś się pali, bo widać dym. Po chwili w przedziale zrobiło się szaro i duszno, zgasło światło i dopiero wtedy łaskawie jakiś konduktor (bo przecież norma na PKP, że jak coś się dzieje, to się pasażer dowiaduje na końcu, o ile w ogóle się dowiaduje) kazał przejść do następnego wagonu.
Staliśmy tam wszyscy upchnięci jak sardynki i czekaliśmy na wskazówki. Aż wreszcie konduktor wchodzi i zdziwiony, że nie jesteśmy jasnowidzami rzecze: „ale proszę wysiadać, przecież ten pociąg nigdzie dalej nie pojedzie”. No to wysiadamy w tej Pipidówce i na własne oczy widzimy, że pod pociągiem się coś pali. I to nie tam jakieś iskierki, ale prawdziwe ognisko – tuż pod miejscem, w którym siedziałyśmy (czyżby przeznaczenie dalej mnie ścigało? :)). Oczywiście nikt nas nie raczył poinformować, co teraz mamy ze sobą zrobić. Szczęście w nieszczęściu chwilę później jechał z Poznania pociąg do Miejscowości, który przejeżdżał przez Wygwizdowo, znajdujące się na trasie naszego pociągu również. No to się wszyscy władowali w wagony i hajże na Wygwizdowo ;) Po drodze każdy oczywiście dzwonił po znajomych i rodzinie, żeby powiedzieć co się stało. Jakoś rozmówcy nie chcieli nam uwierzyć, że pociąg się nam spalił, dacie wiarę ? :)

Ja również zadzwoniłam do mamy, żeby sprawdziła mi, czy my w ogóle jakoś do Miasteczka mamy szansę dojechać przed świtem. Sprawdziła, że o 19:00 wyjeżdża z Poznania pociąg do Pośrodkowa, które znajduje się jakieś 50 km od Miasteczka:
Ja: No dobrze i co dalej? Będziemy w Pośrodkowie o 21:30 i…?
Mama: Yyy, no nie wiem właśnie.. o 20:10 jedzie z Pośrodkowa do Miasteczka ostatni pociąg…
Ja: A to nie jest ten, który się właśnie spalił?
Mama: To ten. Czyli go nie będzie…
(swoją drogą biedni pasażerowie w Pośrodkowie, marzną, czekają i nagle słyszą – „dingdong, uwaga, informujemy, iż pociąg relacji Poznań-Miasteczko, planowy przyjazd 20:10 w dniu dzisiejszym nie pojedzie, gdyż się zjarał na trasie)

Dojeżdżamy do Wygwizdowa. Wchodzi konduktorka i mówi: „Czy ktoś z państwa jedzie w kierunku Miasteczka” Kilka osób, w tym my, podnosi się z nadzieją na dalsze wskazówki, a pani rzecze: „No to muszą państwo wysiąść”. Aaaaha… tyle to my też wiemy. Ale pani nie wiedziała co dalej się z nami stanie. Pozostało atakować informację w Wygwizdowie. Ale w Wygwizdowie, jak na Wygwizdowo przystało, informacji niet. Podchodzi więc Dorota do pani w kasie i pyta:
D: Przepraszam, czy jest tu jakaś informacja?
Kasjerka: A o co chodzi?
D: Bo ja się chciałam zapytać, czy pojedzie jakiś pociąg do Miasteczka, zamiast tego, który właśnie poszedł z dymem…

Pani nic nie wiedziała. No to koczowaliśmy tą grupką około sześćdziesięciu osób i czekaliśmy na wieści. Sklepik na stacji miał pewnie największe obroty od czasu swego istnienia, wszystkim jakoś w gardle zaschło od tego dymu :) I muszę Wam powiedzieć, że było bardzo wesoło. Czekałyśmy na ten pociąg do Pośrodkowa, który miał być za godzinę (oczywiście przyjechał spóźniony) i śmiałyśmy się jak szalone. No bo powiedzcie, czy to nie brzmi śmiesznie, że się pociąg spalił? Piszę na ten przykład do Franka smsa „Pociąg się pali”, czy to nie brzmi zabawnie? A on zaraz dzwoni i pyta:
F: Ale jak to się pali?
M: No normalnie
F: Jak normalnie?
M: No ogień, dym, te sprawy. Pożaru nie widziałeś? Normalnie się pali
F: No to chyba nienormalnie raczej?
Jak na PKP to czemu nie? :)

W każdym razie ostatecznie wyobraźcie sobie, że kolej w swej wielkiej łasce puściła ten pociąg do Pośrodkowa dalej do Miasteczka! Nosz cud nad Wartą, doprawdy :) Tego jeszcze nie było. I tym sposobem właśnie dojechałam wreszcie o 23 do domu. Co się pośmiałyśmy to nasze. Ja chcę jeszcze raz :D

A jak wracałyśmy to już bez przygód. Pociąg jechał nawet tak punktualnie, że na niektórych stacjach musiał na dłużej przystawać, żeby być zgodnie z rozkładem. No i na stacji Poznań Krzesiny (dwie stacje przed Głównym) ktoś stwierdził, że tak nie może być! Że pociąg nie może na czas przyjechać, bo przecież to nie przystoi. Staliśmy tam jakieś pół godziny i ostatecznie przyjechaliśmy z czterdziestominutowym opóźnieniem, opinia PKP nie została zszargana punktualnym przyjazdem :)

Za jakiś czas znowu wybiorę się do Miasteczka pociągiem :)) Byleby z Dorotą, to w razie czego będzie się z kim śmiać.