*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

poniedziałek, 15 września 2014

Papierowa*

Mimo, że dopiero dziś jest piętnasty, część świętowania mamy już za sobą. Prawdę mówiąc trochę się obawiałam, że nie do konca się nam uda ta sobota, a jednak bardzo się pomyliłam :) Okazuje się jednak, że czasami naprawdę nie trzeba za dużo planować, żeby i tak było odświętnie i romantycznie :) A w tym roku, wzorem ubiegłego, świętowanie znowu trochę się nam przeciągnie, bo ciąg dalszy mamy zaplanowany na czwartek, a ciąg najdalszy nawet na październik :P A wszystko przez to, że choć wcześniej mieliśmy takie plany, z różnych przyczyn nie udało nam się wziąć urlopu w połowie tego miesiąca, a w weekend wyjechaliśmy, owszem, ale do Miasteczka. Ale o tym, jak świętowaliśmy przedwczoraj, będzie następnym razem :)

Pomimo, że w sobotę mieliśmy 13go września, to jednak właśnie wtedy znowu dużo rozmyślałam o tym, jak wyglądał ten dzień dwa lata temu. Porównywałam pogodę, zastanawiałam się, na jakim etapie przygotowań byliśmy o danej godzinie i po prostu wspominałam... Jednak to dopiero dziś obchodzimy naszą drugą rocznicę ślubu - choć niestety osobno, bo oboje pracujemy, w dodatku Franek do późnej nocy. Ale rano złożyliśmy sobie życzenia, zjedliśmy razem śniadanie i korzystaliśmy trochę z tego czasu, który mieliśmy zanim musiałam wychodzić z domu.

Życie po ślubie naprawdę nas nie rozpieszcza - niestety nie było nam dane długo cieszyć się sielskim pożyciem, bo już po czterech miesiącach musieliśmy stawić czoła pierwszym wspólnym dylematom i podjąć naprawdę trudne decyzje. I właściwie do dzisiaj cały czas musimy się mierzyć z przeciwnościami losu i nie możemy po prostu cieszyć się stabilizacją, bo ciągle coś się dzieje - niekoniecznie dobrego niestety :( 
Ale podczas sobotniej kolacji we dwoje doszliśmy do wniosku, że mimo wszystko - mimo świeżego problemu z moją pracą w tym roku i kilku innych zmartwień i tak jest trochę lepiej niż rok temu. Być może pamiętacie, że w ubiegłym roku pisałam o tym, że mam w sobie dużo żalu, że teraz jest inaczej i nie mogę być tak szczęśliwa, jak w roku 2012. Jak bardzo nie mogłam pogodzić się z tym, że tamto nie wróci, a teraz jest mi po prostu źle... :( Na szczęście dziś nie towarzyszą mi takie przemyślenia. Owszem, chciałabym bardzo wrócić do tamtego czasu - gdybym miała mieć swój własny Dzień Świstaka, to chciałabym, aby był nim właśnie dzień naszego ślubu, bo był wręcz idealny i mogłabym go przeżywać w nieskończoność. I dziś też tęsknię do tamtego czasu, ale pogodziłam się już z upływem czasu a nawet z tym, że dziś prawie nic nie jest takie samo jak wtedy.
Pomimo tego, że praca Franka w Nie-Zielonej firmie jest zdecydowanie bardziej stresująca niż ta w poznańskiej Zielonej Firmie, to poziom tego stresu nawet nie umywa się temu, z którym mierzył się jeszcze rok temu. To były okropne dni, kiedy to w nowej firmie skończył się chyba jakiś okres ochronny i jedna baba (znana zresztą ze swojej wredoty również osobom z mojej pracy, które miały nieszczęście z nią współpracować) wręcz znęcała się nad Frankiem - nigdy nie widziałam go w tak złym stanie psychicznym, jak wtedy :( Poza tym ja cały czas martwiłam się sytuacją u mnie w firmie - jak już dziś wiadomo, nie ma happy endu i za dwa tygodnie zostanę bezrobotna, ale i tak psychicznie czuję się już lepiej. Staram się powtarzać sobie, że nasza sytuacja i tak nie jest taka zła. Zdecydowanie nastroje rocznicowe mamy lepsze w tym roku i pomimo wszystkich problemów chyba jesteśmy po prostu mniej smutni. 
Jest oczywiście jeszcze jedna znacząca różnica - rok temu naszego dziecka jeszcze nawet nie mieliśmy w planach, a teraz świętowało poniekąd razem z nami, podkopując mnie od czasu do czasu od środka :)

Na szczęście te wszystkie ciemne chmury, które czasami są nad naszymi głowami, a innym razem po prostu majaczą na horyzoncie - ale jednak niezmiennie od kilkunastu miesięcy nam towarzyszą, dotyczą raczej naszego wspólnego życia niż naszego związku. Jeszcze sobie ze wszystkim potrafimy radzić razem :) Jeśli chodzi o NAS, to raczej nic się nie zmieniło. Owszem, te trudne czasy bywają trochę sprawdzianem dla naszego małżeństwa - ale nie na takiej zasadzie, że zastanawialiśmy się, czy to wszystko ma sens, a po prostu musimy się cały czas uczyć, jak radzić sobie z kolejnymi zmartwieniami, jak się nawzajem pocieszać, jak dodawać sobie siły i co najważniejsze - jak pogodzić różne czasami poglądy dotyczące naszej przyszłości, bo niestety w sytuacji, kiedy o stabilizacji to my chyba już nawet pomarzyć nie możemy, rozbieżności w tej kwestii bywają całkiem spore. 

Ale cały czas trzymamy się siebie i to bardziej kurczowo, niż kiedykolwiek. Właściwie od roku jesteśmy tutaj razem, odcięci trochę od całej reszty- od rodziny i znajomych. To powoduje, że poczucie, że jesteśmy "skazani" na siebie jest dużo silniejsze, choć jednocześnie przychodzi taka refleksja, że to nasz świadomy wybór. W trudnych chwilach możemy liczyć tylko na siebie, z codziennością musimy sobie radzić sami, ale to oznacza też, że wolny czas spędzamy ze sobą a i chwile radości najpierw przeżywamy tylko we dwoje. Myślę, że to wszystko daje takie poczucie, że naprawdę choć jest nas dwoje, w jakiś sposób jesteśmy jednością. I chyba tak właśnie powinno być.
Nie twierdzę, że cały czas jest idealnie, bo nie jest. Tak naprawdę całkiem niedawno miałam wrażenie, że się od siebie oddaliliśmy i nie potrafimy znaleźć wspólnego języka, ale udało nam się te gorsze dni jakoś przezwyciężyć i jest znowu tak, jak powinno być. 
Cóż, zawsze będę powtarzać, że nie sztuką jest być razem, kiedy wszystko idzie jak po maśle, bo tak naprawdę ważne jest to, jak sobie radzimy z sytuacją, gdy coś sprawia, że na chwilę się zapominamy...

*tak wiem, w większości źródeł podaje się, że bawełniana, ale ja konsekwentnie korzystam z innych i bawełnianą obchodziliśmy rok temu ;)