*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 12 lipca 2015

Pogodnie, a raczej pogodowo :)

No jakże bym się mogła wyłamać i nie napisać choć raz notki o pogodzie - bo w tym roku zdaje się, jeszcze takiej nie było! :) A przecież zawsze na temat pogody miałam coś do powiedzenia.
Dla porządku powiem, że tegoroczna zima, choć pozostała tylko wspomnieniem, również bardzo mi się podobała :) Trwała raptem parę lutowych dni, w dodatku za wiele wychodzić nie musiałam - tyle co z Wikingiem na krótkie spacery, więc dałam radę. 
Wiosna przyszła do nas dość szybko. I nawet w tym roku - pewnie dzięki codziennym, nieśpiesznym spacerom - jej nie przegapiłam i uchwyciłam ten moment, kiedy pojawiły się pierwsze zielone pąki. Przez długi czas było bardzo ładnie, słonecznie i ciepło. Zdaje się, że pod koniec maja wręcz gorąco. 
W czerwcu podobno lata nie było. Podobno, bo kojarzę, że wiele osób narzekało bardzo na pogodę - przede wszystkim na zimno i brak pełnego słońca. Ale ja tego w tym roku nie odczułam.
I właśnie dochodzę do sedna tej notki. Wiecie, że bardzo lubię lato (choć nie tak, jak wiosnę) i upały mi nie straszne. Nigdy nie narzekam na skwar i naprawdę niespecjalnie mi przeszkadzają palące słońce oraz temperatury w okolicach 30 stopni i więcej. Owszem, jest mi gorąco i czasami odczuwam lekki dyskomfort, ale zdecydowanie jest to dla mnie do przeżycia - w przeciwieństwie do sytuacji, kiedy marznę! I nieważne, czy mowa o siarczystych mrozach zimą, czy piętnastu stopniach w środku lata - grunt, że marznę i to jest coś nie do zniesienia dla mnie.
Muszę jednak przyznać, że upały tegoroczne znoszę nie najlepiej, a to dlatego, że odczuwam silną empatię w stosunku do mojego dziecka. A ono najwyraźniej za upałami nie przepada. Już w maju, kiedy słoneczko trochę mocniej przygrzało odnosiłam takie wrażenie a w ubiegłym tygodniu chyba miałam tego potwierdzenie, bo w sobotę i poniedziałek był okropnie marudny. Wychodziliśmy tylko rano i pod wieczór (te wyjścia dobrze mu robiły), ale w domu też było gorąco, pomimo zasłoniętych i zamkniętych okien. W niedzielę, mimo, że były najwyższe temperatury było trochę lepiej, ale może to dlatego, że byliśmy na basenie. Gdy upały ustąpiły, Wiking przestał marudzić, zachodzi więc duże prawdopodobieństwo, że były one przyczyną jego złego humoru. 
Ja nadal lubię gorąco i wysokie temperatury, ale kiedy dziecko jest marudne, to matka ma przechlapane, więc na upały czekać przestałam i z ulgą przyjmowałam informacje o ochłodzeniu. Dlatego też umknęło mi to, że w czerwcu nie było za ciepło, bo dla nas było tak w miarę ;)

Ale to, co mnie najbardziej wpienia w naszym rzekomo umiarkowanym klimacie, to absolutny brak umiarkowania właśnie. Bo nie może być tak ciepło, słonecznie, z ciepłym wietrzykiem i temperaturą w okolicach 20-25 stopni, kiedy wszyscy są zadowoleni, bo jest przyjemnie :) Nie, musi być albo 30 stopni w cieniu albo 15 w słońcu (w środku lipca)! No masakra, no!
Wymarzłam w ostatnie dwa dni strasznie. Zwiedzaliśmy trochę Warszawę z moim wujkiem i jak ktoś będzie oglądał zdjęcia to nie uwierzy, że to lipiec widząc, że mam na sobie podkoszulkę, dwa sweterki i kurtkę :/ Dzisiaj na szczęście trochę lepiej i liczę wreszcie na to umiarkowane lato! Tak, żeby można było lekko ubranym przespacerować się w słoneczku, nie zmoknąć i się nie spocić :)

No, to tradycji stało się za dość! Napisałam o pogodzie :P