*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

niedziela, 25 października 2015

Stare kąty w nowym wydaniu.

Ha! Zapobiegliwie położyłam się wczoraj normalnie o 22, bo wiedziałam, że Wiking ma w nosie przestawianie zegarków i fakt, że śpimy godzinę dłużej (godzinę dłużej? A po cholipę? - myśli sobie zapewne moje dziecię, echh, czy on się nie mógł wrodzić w tatusia w tej kwestii? :)) i oczywiście obudził się o 6tej. Również czasu starego. Dzięki temu byłam wyspana, mimo, że zegarek wskazywał godzinę 5 :)

To nie jest tak, że skoro jestem w Miasteczku to mam nagle tyyyle czasu i labę, bo się wszyscy Wikingiem zajmują :) Przez większą część dnia nic się nie zmieniło, bo moi rodzice pracują i mama wraca dopiero po 15, kiedy to pomaga mi znieść wózek i wychodzę na spacer. Rodzice nie rzucili wszystkiego, bo wnuczek przyjechał, tylko prowadzą normalne życie i mają na głowie mnóstwo obowiązków domowych tak, jak dotychczas. W dodatku wcześniej tata był na delegacji i teraz musi nadrabiać zaległości na ogródku, żeby przygotować go przed zimą, więc od razu po pracy każdego popołudnia leci na działkę.  Siostra na co dzień mieszka w Krakowie, więc wpada tylko w weekendy. Wobec tego przez większość czasu i tak to ja się zajmuję Wikingiem, a jeśli chodzi o domowe sprawy to są rzeczy, którymi muszę się zajmować w domu, a których tu robić nie muszę, ale za to doszły inne. Niemniej jednak oczywiście sam fakt, że jestem w Miasteczku działa na mnie pozytywnie. 
Ale przyjeżdżają do nas również co parę dni wujek z dziadkiem i wtedy mam labę :P Mam jakieś dwie godzinki popołudniu, kiedy to dziadzio siedzi w fotelu i rozmawia z Wikingiem, a wujek się z nim bawi, a kiedy zaczyna marudzić w porze przedkąpielowej, nosi go na rękach. Oczywiście bywa, że tę labę wykorzystać muszę na przykład na prasowanie, ale zawsze udaje mi się uszczknąć coś dla siebie z tego wolnego czasu.

Wczoraj za to chyba pierwszy raz od narodzin Wikinga miałam naprawdę luźny dzień! Moi rodzice pojechali w głąb Opolszczyzny, żeby zrobić porządek na grobach moich dziadków przed zbliżającym się Świętem Zmarłych. Miałam do wyboru zostać z Wikingiem albo pojechać do Przymiasteczka. Wybrałam to drugie. Najpierw pojechaliśmy do wujka, który wziął Wikusia w obroty - bawił się z nim klockami, czytał książeczki, pokazywał jak się myje balkon i wiesza pranie (choć to akurat Wiking dobrze zna i jak zwykle wziął się za pomaganie - Wikuś uwielbia wyciągać mokre ubrania z miski :)). Potem przeszliśmy spacerem do dziadka. Tam zjedliśmy obiad i znowu miałam chwilę, żeby trochę sobie posiedzieć przy komputerze i poczytać. A później wujek zabrał Wikinga na ponad dwugodzinny spacer :) O tak, wczoraj sobie trochę odpoczęłam! Kurczę, szkoda, że wujek tak daleko mieszka, bo jako że nie ma swojej rodziny, ma najwięcej wolnego czasu i chętnie zajmowałby się Wikingiem jako dziadko-wujek :) Dla mnie i mojej siostry zresztą przecież też był prawie jak drugi tato :)

Ostatecznie większość dnia spędziliśmy wczoraj w mieszkaniu dziadzia i rozmyślałam o tym, jak historia cały czas zatacza koło. To było mieszkanie, po którym pięćdziesiąt lat temu biegała dwójka małych dzieci - moja mama i wujek. Dwie dekady później pojawiły się kolejne - ja i moja siostra. Mam zdjęcia jako kilkumiesięczny berbeć tym pokoju - jak siedzę, bawię się, stawiam pierwsze kroki - po którym wczoraj raczkował Wiking. Dziwne to dla mnie trochę doświadczenie, bo to jedyny dom, który w mojej rodzinie pamięta kilka pokoleń. Wujek wczoraj zniósł z drugiego piętra wózek i Wikinga, a ja schodziłam za nim w kapciach, z kocykiem, następnie otuliłam Wikinga, pomachałam mu i wróciłam do domu. Tak samo zapewne robiła moja mama trzydzieści lat temu - w tym samym miejscu :) Wujek spacerował z Wikusiem w tych samych miejscach, w których przez wiele lat spacerował ze mną i siostrą. Chyba też się już nie może doczekać aż wsadzi Wikinga na rower :P Przymiasteczko jest mi zdecydowanie bliższe jako miejsce niż Miasteczko. Ale spacerując po Miasteczku też czuję, jak dopadają mnie duchy przeszłości - choć nieco innego rodzaju. O tym jednak innym razem, bo Wiking się właśnie powoli budzi ze swojej - jakżeby inaczej - 30 minutowej drzemki*. 
Słowo daję, to dziecko za chwilę będzie potrzebowało nie więcej niż osiem godzin snu na dobę :P - trzymamy się tego, że to przypadłość dzieci inteligentnych. Hmm, ja też zawsze mało spałam. Mogę chyba nieskromnie przyznać, że choć wad mam sporo, to głupota wrodzona nie jest chyba jedną z nich prawda?  O nabytej pogadamy kiedy indziej :D

*notkę napisałam trcohę wcześniej niż została opublikowana