*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

sobota, 5 listopada 2011

Gorączka sobotnich porządków.

No to dostałam kopa. Nareszcie, bo długo na niego czekałam :) Tak to już ze mną jest, że chociaż bardzo lubię porządek, a widok bałaganu w mieszkaniu kiepsko wpływa na mój nastrój, to niestety na co dzień czasu i chęci wystarcza tylko na jakieś bieżące sprzątanie. Do prawdziwych porządków potrzebny mi jest nastrój :) Od czasu do czasu zdarza się, że planuję w weekend przeorganizować zawartość moich szafek albo wypucować ten, czy inny kąt mieszkania, ale jak przychodzi co do czego, niewiele z tego wychodzi – albo wyskoczy mi jakieś spotkanie, albo samopoczucie nie sprzyja, albo coś tam jeszcze. Na szczęście od czasu do czasu zdarza się też taka sobota, kiedy to natchnienie na mnie spływa i udaje mi się dokonać wszystkiego, co sobie zaplanowałam, z nawiązką. I dziś właśnie mam za sobą taką czyściutką sobotę :)
Najpierw zawadzał mi trochę Franek, bo zalegał dzisiaj dość długo w łóżku. Odpuściłam więc sobie pokój i zabrałam się za gotowanie kartoflanki na wędzonce. Ogarnęłam z grubsza kuchnię, a potem odczekałam jeszcze tylko aż przeszkoda w postaci Franka wyjdzie do pracy i zabrałam się za przeglądanie zawartości szafek w pokoju.
Musicie wiedzieć, że u mnie tego rodzaju porządki nigdy krótko nie trwają. Wszelkie czynności tego typu niestety zajmują mi bardzo dużo czasu, bo nie potrafię tak po prostu szybko zadecydować, co gdzie położyć, co wyrzucić, a co jeszcze zostawić. Głównie do tego właśnie jest ten nastrój potrzebny :) Ale dzisiaj udało się nawet bez większych przestojów. Po dwudziestej wyrzucałam już ostatnie śmieci i wycierałam ostatnie pyłki kurzu. Wszystko wygląda całkiem przyzwoicie. Miło jest tak teraz siedzieć w czystym, pachnącym mieszkaniu, z poczuciem, że zasłużyłam na niedzielny wypoczynek.
Nie oznacza to jednak, że wszystko jest już tak, jak powinno być :) Z zewnątrz – owszem, ale w przyszłości czeka mnie jeszcze przegląd kilku pudełek i teczek upchniętych w szafkach i szufladach, a to już naprawdę grubsza misja. To wszystko będzie musiało pewnie poczekać, aż ponownie zostanę natchniona :)
Ale i tak jestem zadowolona, bo z czystym sercem mogę już stwierdzić, że pozbyliśmy się już wszystkich prowizorek (które jak wiadomo zawsze są najtrwalsze) po naszej przeprowadzce sprzed ponad roku. Wyjątkiem są dwie szafki w przedpokoju, które oczekują na przegląd, ale tak poza tym wszystko chyba już jest na swoim miejscu. A łatwo też nie było, bo przez te kilkanaście miesięcy sporo nowych sprzętów, akcesoriów i drobiazgów się pojawiło.
Najważniejsze jednak, że dzisiejsza misja zwieńczona została sukcesem :)