Dziwny dzień mam dzisiaj od rana, wstałam jakaś połamana i wszystko robię w zwolnionym tempie. Ale w pracy z robotą wyrobiłam się dzisiaj dość szybko i teraz dopadł mnie syndrom piątku, czyli przebieram już nogami, żeby wyjść z biura i rozpocząć weekend, mimo, że wcale nie jest specjalnie obiecujący. Ale jednak co wolne to wolne :) Czas umilam sobie konwersacją smsową z Dorotą. Rozmawiamy sobie o grupie krwi, bo właśnie się dowiedziałam, że Franek ma najrzadszą na świecie AB- (ja mam 0+). Napisała, że nie wie jaką ma, ale jej tato też ma AB- i jakiś lekarz jej mówił, że prawdopodobnie ma też minus na co odpisałam jej:
M: Bo podobno w 60% rh dziedziczy sie po ojcu. Dzieciak może po Franku minus odziedziczy (chociaż on dostał po mamie) a kijowo trochę z minusem
D: Jak chłopak to pół biedy. Gorzej jak dziewczynka. Ale teraz to już nie ma z tym takich problemów.
M: No, ale i tak lepiej zeby był plus :)
D: A ja bym wolała minus. Wtedy jest takie mniej popularne :D
M: Ale więcej problemów :) Zresztą plus zawsze się lepiej kojarzy :P
D: Ja żyję prawie 30 lat. Nie wiem jaką mam grupę i też nie mam z tym problemu. A zero też się źle kojarzy!
M: Wcale nie! Zero to równowaga. A poza tym to z plusem jest:)
D: Taaa, jasne :D
M: Gupia jesteś Ty minusie jeden!
D: Przynajmniej zerem nie jestem!
***
Jakiś czas temu leżeliśmy sobie z Frankiem na łóżku i rozmawialiśmy. On leżał w taki sposób, że głowę miał na moim brzuchu. Ja byłam tego dnia jakaś nieswoja, trochę się martwiłam różnymi rzeczami. Franek pyta mówi więc:
F: Co się stało? Widzę, że coś ci leży na żołądku...
M: Taa.. Twoja głowa...
***
To przypomniało nam sytuację sprzed kilku lat, kiedy to miałam poważną kontuzję pleców i nie mogłam samodzielnie funkcjonować bez pomocy Franka. Pewnego dnia musiałam umyć głowę. Ale oczywiście nie wchodziło w grę utrzymanie zwykłej pozycji pochylonej nad wanną, więc pochyliłam się, ale podtrzymując się obiema rękami krawędzi wanny, a Franek miał mi umyć włosy.
Odkręcił więc wodę, nalał mi na włosy szampon, a nagle ja zaczęłam krzyczeć "auuua, ał, ał, boli" jednocześnie śmiejąc się. Franek kompletnie zgłupiał i pyta się mnie - co? co się stało? woda za gorąca, czy co?. Ale ja nadal cały czas się śmiałam i krzyczałam, że boli...
W końcu udało mi się jakoś opanować i przez śmiech wykrzyczałam:
zejdź z mojej stopy!! :D