Debiut się udał
W zasadzie jeden i drugi, chociaż studia może odłożę na później, a
teraz zajmę się krótką relacją z imprezy. W czasie kiedy ja byłam na
zajęciach, Franek z pomocą brata zrobił ostatnie zakupy i przytachał to
wszystko do mieszkania. Potem wziął się za gotowanie. Ja wróciłam po
21:00 i udało mi się jeszcze zrobić dwie sałatki. Poczułam się trochę
lepiej, że przynajmniej tym odciążę Franka. On zresztą z całą jedzeniową
kwestią też uporał się w piątek. Ja się położyłam, a on jeszcze ze dwie
godziny coś tam w kuchni robił i w sumie przeszkadzał mi spać
W ogóle to się wtedy pokłóciliśmy, bo jak Franek zaczyna gotować, to
się robi nieznośny, ale to temat na osobną notkę, więc nie będę teraz o
tym pisać. Grunt, że ostatecznie przyszedł do mnie, położył się i
zasnęliśmy pogodzeni. W sobotę byłam zmęczona i śpiąca, ale przynajmniej
nie miałam złego humoru spowodowanego naszą sprzeczką.


Podczas
gdy ja siedziałam na uniwerku, Franek poprzywoził od rodziców wszystko,
co było nam potrzebne – czyli krzesła, kieliszki i takie tam i zajął
się sprzątaniem. Kiedy wróciłam około 17:00 wszystko lśniło. Nie było
już nic do roboty, więc mogłam się zająć sobą. Kiedy kończyłam makijaż
przyjechali Franka rodzice, żeby pomóc jeszcze w rozstawieniu stołu no i
przywieźli ciasto, które upiekła Pani Mama. Pierwsi goście
zapowiedzieli się nieco wcześniej, bo już na 17:30 i zdążyłam z
przygotowaniem się dosłownie na pięć minut przed ich przybyciem
Nawet jeszcze wystarczyło mi czasu na to, żeby doprawić sałatkę, która się przegryzała przez noc i się nie dogryzła
A potem już poszło. O 18:15 byliśmy w komplecie i przy jednym małym stole siedziało nas dwanaście osób plus trzyletni Kubuś. Ściśnięci byliśmy niemiłosiernie, ale jakoś nikt nie narzekał
Wyglądało na to, że jednak wszyscy dobrze się bawili. Łącznie z
Kubusiem, który znalazł wszystkie moja spinki do włosów i powpinał
najpierw w moje włosy a potem w swoje blond loki
Kubusiowi wujkowie byli oburzeni, a kiedy mały do tego założył na rękę
mój różowy zegarek, zaczęli doszukiwać się skłonności homoseksualnych
Czy nie wydaje Wam się normalne, że chłopiec w tym wieku nie przejmuje
się konwenansami i oprócz zabawy samochodzikami, bawi go też
fryzjerstwo?
Bo mnie jak najbardziej. Ale może się nie znam
Nie ma sensu opisywać przebiegu całej imprezy, bo chyba wszyscy go doskonale znacie
Jedni lubią takie spotkania, inni nazywają je spędami i próbują się od nich wykręcić. Ja te rodzinne imprezy uwielbiam
Lubię rozmowy i żarty w gronie rodzinnym. I w mojej i w Franka
rodzinie na takich spotkaniach panuje świetna, rodzinna atmosfera
Nareszcie mieliśmy okazję porozmawiać i dowiedzieć się co u kogo
słychać, bo na co dzień nie ma czasu na takie kontakty, mimo, że daleko
do siebie nie mamy.
Ostatni goście wyszli tuż przed północą. Do pierwszej wyrobiliśmy się
z Frankiem ze sprzątaniem i zmywaniem i mogliśmy położyć się spać. Rano
obudziliśmy się wypoczęci i w dobrych humorach – zwłaszcza, że w
mieszkaniu było czyściutko
Relację miałam zdać już wczoraj, ale kto by się zajmował blogowaniem, skoro za oknem taka piękna pogoda
Wyszliśmy więc na spacer, później do kościoła, a następnie poszliśmy…
do rodziców Franka. Dostałam od Franusia na imieniny grę planszową i
chcieliśmy ją wypróbować:


A potem już poszło. O 18:15 byliśmy w komplecie i przy jednym małym stole siedziało nas dwanaście osób plus trzyletni Kubuś. Ściśnięci byliśmy niemiłosiernie, ale jakoś nikt nie narzekał





Nie ma sensu opisywać przebiegu całej imprezy, bo chyba wszyscy go doskonale znacie






Świetna sprawa

A tak a propos prezentów. To zdjęcie zrobiłam po sobotniej imprezie:

Tylko choinkę postawić i już byłoby jak na Boże Narodzenie


Podsumowując, mogę powiedzieć, że
wieczór był naprawdę bardzo udany. Gościom też się chyba podobało –
rodzicom Franka bardzo. A i kuzynostwo zadowolone, jak doniosła nam Pani
Ciocia, która zadzwoniła z życzeniami w niedzielę, bo niestety w sobotę
wpaść nie mogła…