*OGŁOSZENIE*

Witam wszystkich odwiedzających :) Zarówno stałych czytelników, jak i "przelotnych" gości.
Wszyscy są mile widziani, ale proszę pamiętać o tym, że jest to moje miejsce, a więc piszę o czym chcę, w sposób w jaki chcę i jestem jaka chcę być :) Jeśli się komuś to nie podoba, nie musi mnie uświadamiać, jaka jestem niefajna. Przymusu czytania ani lubienia nie ma.
Jeśli jesteś tu nową osobą, zachęcam do pozostawienia śladu swojej obecności w postaci komentarza (zakładka Kredki w dłoń), a jeśli prowadzisz bloga - zostaw adres. Chętnie zajrzę!
Pozdrawiam i życzę miłej lektury :)

czwartek, 30 października 2014

Góry w obrazkach

Obiecałam zdjęcia, więc są :) Najlepsze jest to, że zabrałam aparat i ładowarkę do akumulatorka, a potem się okazało, że zapomniałam o kablu :/ Nie mogliśmy więc naładować baterii, a padła nam zanim jeszcze zdążyliśmy wyjąć aparat (nie mam pojęcia dlaczego). Na szczęście mieliśmy tableta i nim robiliśmy zdjęcia, tylko trochę to trwało zanim się zorientowałam, jak przekopiować je na komputer :)
Oczywiście tradycyjnie buźka będzie blogowa, uprzedzam lojalnie, więc proszę nie marudzić :) W tej kwestii jestem konsekwentna i choć w anonimowość w sieci nie bardzo wierzę, to w ochronę wizerunku już tak :P Ale i tak macie podziwiać piękno przyrody a nie przyglądać się margolce :)
a okazało się, że niestety jestem prawie na każdym zdjęciu, więc nie mam takich typowych pejzaży.
I jakoś nie umiem się zakolegować z żadnym programem do obróbki zdjęć, więc niestety będzie zwyczajnie, jedno po drugim :)

Na początek moja ulubiona rozrywka, czyli wjazd wyciągiem! Gdybym mogła to jeździłabym w te i wewte :P

 I wjechaliśmy...
 

 A później jeszcze trochę pod górkę i już tylko w dół. Zwróćcie uwagę na to, jakiego miałam towarzysza podróży. Franuś mi zorganizował takiego kijaszka, żebym się miała na czym podeprzeć, kiedy czułam, że bolą mnie plecy i muszę je trochę rozciągnąć. O dziwo, pomagał nawet przy samym chodzeniu! Dopiero kiedy zeszliśmy na asfaltówkę, nagle stwierdziłam, że mi przeszkadza.
Taka byłam zakapturzona, bo na szczycie było naprawdę chłodno :) Ale za to można było się powygrzewać na słoneczku.



 A tutaj już kolejny dzień, czyli ten w wersji lżejszej "dojeżdżającej", a nie "dochodzącej". Przejechaliśmy się na zaporę na Jeziorze Czerniańskim.

 



 

 Tu mamy skocznię. Byłam niepocieszona, bo wyciąg niestety nie działał.Popatrzyliśmy więc sobie na nią z dołu. Ale przynajmniej będzie pretekst, żeby pojechać jeszcze raz :P

 A taką mieliśmy pogodę:
 


 Wspominałam też, że w wolnych chwilach naszą rozrywką była między innymi gra w bilarda. Udało mi się nawet ze dwa razy wygrać z Frankiem :P A wierzcie mi, że to jest coś! :) Ten to potrafi za jednym zamachem trafić dwiema bilami w łuzę. 
Kurczę, gdybym miała dom i nie miała co robić z kasą, to na pewno kupiłabym sobie taki stół bilardowy :) Bardzo mi się to spodobało.

A na koniec coś z zupełnie innej beczki. Zaliczyliśmy też małe romantyczne wyjście (wszak przecież pisałam we wrześniu, że będziemy jeszcze świętować rocznicę). To zdjęcie zrobiłam pod wpływem chwili. Siedzieliśmy czekając na jedzenie. Trochę sobie rozmawialiśmy. W tym momencie nawet o niczym romantycznym, bo Franek zastanawiał się jaki będzie jego grafik i czy będzie miał wolny weekend 1-2 listopada (dzisiaj się okazało, że tak, hura! o dwa dni dłuższy urlop :)) Ale snując te rozmyślania chwycił mnie za rękę. I tak mówił, i mówił, a ja... przestałam go słuchać (o ja niedobra!) i zaczęłam myśleć o tym, jak to fajnie, że to był z jego strony taki odruch bezwarunkowy. Nie musiał mówić o niczym podniosłym, nie musiał wyznawać mi miłości, bo ten gest znaczył dla mnie dużo więcej. Zerknęłam na te nasze dłonie i zwróciłam uwagę na to, jak ważnym symbolem są dla mnie nasze obrączki. Jak ogromną mają wartość - i wcale nie chodzi o pieniądze. Jak wiele mówi taki kawałek kruszcu na palcu...

 I tym nieco romantycznym akcentem, tak trochę ni z gruszki, ni z pietruszki, kończę tę fotorelację :) Mam nadzieję, że nacieszyłyście oczy pięknymi widokami, bo ja jestem nimi zachwycona!